karuzela z chłopakami

Facet jak facet. Każdy składa się ze ściemy, ceny, drogi S-Bahnem, metrem, a jak dzień wypłaty, to i taksówką, mieszkanka mniej lub bardziej z powodu starokawalerstwa zaniedbanego, kwiatków na parapecie mniej lub bardziej zasuszonych, jakiegoś imienia, co się zapomina”

Michał Witkowski, „Fynf und Cfancyś”, Str 96

Powiadam wam, że Michaśki dzieła trafią kiedyś na listy lektur szkolnych. Może nie jutro, tylko za lat dwadzieścia, i może nie w tym kraju, tylko gdzieś bliżej środka Europy. Ale że do tego dojdzie, jestem pewna. Bo nikt tak jak Witkowski nie potrafi opisać śmietników naszej najnowszej historii. W Barbarze Radziwiłłównie wziął się za zaplecze biznesmena epoki przemian. W Fynf und cfancyś opisuje kolejne zjawisko tego czasu, czyli początków lat 90 tych ubiegłego wieku: tzw saksy – wyjazdy zarobkowe na zachód.

Nabrało ono intensywności, kiedy runął Mur Berliński, a zaraz potem runęły do lepszej części Europy tabuny wygłodzonych luksusów i kasy mieszkańców demoludów. Wśród nich znaleźli się bohaterowie Michaśkowej opowiastki: Słowacka gejowska piękność Dianka i Polak, tytułowy Fynf und Cfancyś.

Obydwaj zajmują się tzw. najstarszym zawodem świata, choć z bardzo różnym efektem. Kiedy Diance idzie coraz gorzej, jej polski pobratymiec święci coraz większe triumfy. Na czym one polegają domyślcie się sami, w szczegóły wchodzić nie będę, sięgnijcie po Witkowskiego, bo opisał je świetnie. Co z przyjemnością oznajmiam.

Z przyjemnością, bo mało tu drastycznych szczegółów rodem z Lubiewa, więcej farsy i zaprawionych humorem drobiazgowych obserwacji. Bo dzięki lekturze Fynfcysia zrozumiałam lepiej, na czym polega sztuka uwodzenia, i dlaczego pewien Szwajcar, który zaplatał się na moje podbieszczadzkie rubieże, ma nerwicę i za nic nie chce wrócić do swojego kraju.

mowa o: