Powiedziała mi, że książki z biegiem lat potrafią się zmieniać nie mniej niż ludzie, z tą różnicą, że ludzie, prawie wszyscy, w końcu opuszczą mnie, jeśli pewnego dnia przestanę być dla nich źródłem korzyści albo przyjemności, przestanę budzić zainteresowanie albo chociaż poprawiać samopoczucie – natomiast książki nie opuszcza mnie nigdy. Ja na pewno czasami będę je zostawiać, niektóre pewnie na długie lata albo na zawsze. Lecz one, książki, nawet jeśli je zdradzę, nigdy się ode mnie nie odwrócą: w zupełnej ciszy , pokornie będą na mnie czekały na półce. Choćby nawet dziesiątki lat. Bez słowa skargi. Aż pewnej nocy, kiedy będę którejś z nich potrzebował, choćby o trzeciej nad ranem, choćbym ja nawet zaniedbywał przez lata i już prawie wymazał z pamięci – ona mnie nie zawiedzie, lecz zejdzie z półki, by w trudnej chwili dotrzymać mi towarzystwa. Nie będzie się ze mną rozliczać ani robić wymówek, nie zada sobie pytania, czy warto, czy na to zasługuję ani czy nadal jej odpowiadam, tylko przyjdzie natychmiast, kiedy ja o to poproszę.
Amos Oz, „Opowieść o miłości i mroku”, Str 320-321
Tęsknicie za czymś, za kimś, ale nie wiecie, jak o tym powiedzieć? Nie umiecie myśleć o utracie? Nie potraficie wspominać swojego dzieciństwa i jego towarzyszy? On was tego nauczy. Pokaże, słowo po słowie, jak można zaglądać w przeszłość. Swoja własną i cudzą, opowiedzianą przez ciotki, wujków i starych sąsiadów. Powoli, powolutku podprowadzi Was do odpowiednich drzwi, pokaże jak złapać za klamkę, żeby nie skrzypiały, jak je otwierać, żeby nie oślepiło i nie zawiało Was to, co po tamtej stronie. I będzie pięknie, jak w teatrze cieni.
A potem? Potem nie da się już przeczytać żadnej innej książki wspomnieniowej. Bo ta jest bez porównania. Choć powtarzają się w niej, jak refren starej piosenki, te same opowieści. Choć czasem zalatuje polityką i dywagacjami na tematy, które niekoniecznie mogą zainteresować nie-Izraelczyka. I tak warto. I tak sporo się zmieni w każdym, kto przejdzie przez tę książkę.
mowa o: