Zamykam oczy i wysyłam ten list, ale nakazuje mojemu sercu, aby pozostało otwarte
Jan Karon „Światełko w oknie”, Str 271
Wybrałam tę książkę, na czas pourlopowego przymulenia, mając pełną świadomość, że szarych komórek przy niej raczej nie będę musiała napinać. No i faktycznie, nie było takiej potrzeby. Ale licząc na lekturę bezwysiłkową i przyjemną, nie wzięłam pod uwagę tego, że akcja może obsunąć się w stronę nienależącą do moich ulubionych. Tymczasem opowiastki o małym amerykańskim miasteczku, z sympatycznym duchownym wspierającym jego mieszkańców, nagle przybrały dziwny kształt. Wielkiego słodkiego serducha, którego bicie, babababum, zagłuszało wszystko. Właściwie były to dwa serducha, wspomnianego już duchownego, pastora Tima i jego ukochanej sąsiadki, Cynthii.
W w drugiej części sagi Mitfordskiej miłość tych dwojga się intensyfikuje i zagęszcza jak zbyt długo gotowany klonowy syrop. Los rozdziela parę na pewien czas, bo Cynthia musi wyjechać by popracować w Nowym Jorku, podczas gdy pastor zostaje na miejscu. Dochodzi do serii, wielokrotnie już w romansach ogranych, nieporozumień i pomyłek. Które para, lepiej lub gorzej, usiłuje rozwikłać pisząc do siebie porażające egzaltacją listy. W rezultacie ciężko jest przez tę lukrowaną historię miłosną przebrnąć. Zwłaszcza komuś nienawykłemu do czytania romansowych opowieści.
Co napisawszy, czuję się w obowiązku dodać, że przy okazji wizyty w bibliotece bardzo byłam zawiedziona brakiem na półce trzeciej części opowieści o Mitford. Po tym, co razem z Cynthia i Timem przeszliśmy, naprawdę spieszyło mi się na ich wesele.
mowa o: