Stała nieruchomo obracając w ręku okrągły pionek, jak miniaturę słońca, którego ciemną wersję chciała zobaczyć nazajutrz. Ten mały, nic nieznaczący przedmiot, stał się gwiazdą wprawiającą w ruch planety jej własnego świata, świata plansz do gry, ascetycznego i usystematyzowanego, podporządkowanego regułom, a przez to zupełnie niepodobnego do tego świata, w którym przyszło jej żyć.
Haniuta Miglaszewska. Węgiel i miód, str 137
Debiutancka powieść mieszkanki górniczego zagłębia, fascynuje rozmaitością gatunków i wątków, jednocześnie zaskakując psychologiczna głębią i ładunkiem emocjonalnym przekazu. To coś, czego chyba jeszcze nie było: postmodernistyczna intertekstualna epopeja o znamionach reportażu, będąca w rzeczywistości współczesną baśnią, czerpiącą z rozmaitych kultur. Dotyka wielu problemów naszej społeczności, dogłębnie ukazując jej złożoność i wielowymiarowość.
Akcja dzieje się równolegle w kilku miejscach: na hałdach dawnej kopalni odkrywkowej w Siekierkach, ruchomych wydmach Łeby, klinice chirurgii plastycznej w Polanicy Zdroju, Święcie Ziemniaka w Wiewórkach, Turnieju Tenisowym w Wimbledonie, przedmieściach Chicago, salach koncertowych Tokio oraz obozie ćwiczeniowym Tai Chi w Ustrzykach Dolnych. Barwności lokalizacji dorównuje dobór skomplikowanych bohaterów. Takich jak 39 letni tenisista mańkut ze skłonnością do kompulsywnego odrzucania grzywki w trakcie gry i nerwicą natręctw polegającą na wąchaniu każdej nowej piłeczki tenisowej, czy 64 letnia depresyjna właścicielka Baru Szybkiej Obsługi o nazwie Sunshine, telepatycznie wyczuwająca alergie pokarmowe swoich klientów. Jest też zarządzający zielenią miejską lokalny patriota, który z powodu ostrej dendrofobii systematycznie pozbawia swoje miasto parków i ogródków działkowych. Nie mniej interesująca jest młoda absolwentka Sinologii, której jedynym pragnieniem jest zostanie mistrzynią gry Go i przez tragiczną pomyłkę trafia do pracy w klubie o podejrzanej reputacji oraz pianista hermafrodyta, który z uwagi na brak jednoznacznej definicji swojej płci ma ogromne problemy z właściwym doborem kostiumów do występów publicznych. Na szczęście znajduje pocieszenie w ramionach starszej biseksualnej nimfomanki, która z powodu cieśni nadgarstka musiała zrezygnować z kariery skrzypaczki. Jest i mroczna postać najemnego mordercy cierpiącego na arytmię serca i była zakonnica marząca o zmianie płci i zostaniu kardynałem.
Wszystkie te wątki snują się, napinają, supłają i wreszcie zamotują w kulminacyjnej scenie obserwacji zaćmienia słońca w dniu Świętego Jana na Placu Trzech Krzyży w Warszawie. Ale o tym, co tam zaszło musicie już sami przeczytać. Do czego, jako pierwsza czytelniczka tego intrygującego debiutu, serdecznie was zachęcam.
Za udostępnienie książki dziękuję wydawnictwu Zadyma, które podobno stanowi młodszą, bardziej awangardową siostrę wydawnictwa Znak.
Książka ma się ukazać 31 czerwca bieżącego roku, z obszernym posłowiem Michała Witkowskiego. Z uwagi na brak okładki w egzemplarzu recenzenckim wyjątkowo nie zamieszczam jej zdjęcia.
mowa o: