Składana łyżeczka do podróży, Srebro, XVIII wiek, str 88, „Dziennik Toskanski” Tessa Capponi-Borawska
Wyspa może być okropna dla kogoś, kto przychodzi z zewnątrz. Wszystko jest już gotowe, każdy ma swoje miejsce, zazdrośnie strzeżone, spokojne i samowystarczalne obrębie tych brzegów wszystko funkcjonuje według rytuałów skostniałych od ustawicznego powtarzania, a jednocześnie każdy kroczy przez swój dzień tak kapryśnie i przypadkowo, jak gdyby świat kończył się za horyzontem.
Tove Jansson „Lato”
Czy może być lepszy wytrych do obcego świata niż książka? Tak sobie pomyślałam, decydując się na toskańskie wspomnienia Teresy. Tymczasem powinnam pamiętać, że porządny wytrych pasuje tylko do jednych drzwi. Tak było i w tym przypadku. Trudno znaleźć jakikolwiek wspólny mianownik pomiędzy sentymentalną wędrówką Capponi, a wycieczką na niewielką wulkaniczną wyspę. Powiedziałbym nawet ze im głębiej zaczytywałam się w książce, tym bardziej czułam się oddalona nie tylko od skrawka tego kraju, ale i od całych Włoch.
Capponi bowiem jest doskonałą personifikacją angielskiego powiedzenia „To be born with a silver spoon in your mouth” (urodzić ze srebrną łyżeczką w ustach”). Przyszła na świat w dostojnej i szlacheckiej rodzinie, zna swoich przodków poczynając od mniej więcej XVI wieku i może od czasu do czasu rzucić okiem na ich portrety, by upewnić się co do rodzinnego podobieństwa. Wywodząc się z rodziny, gdzie nawet zdjęć pradziadków brak, a jedyne srebrne łyżeczki zostały dawno zagubione podczas przeprowadzki, niewiele mogłam poczuć wspólnoty z Tessą.
W miarę czytania jednak przekonywałam się, że bogata przeszłość oznacza też różnorodność utraty, nostalgię za minionym, nieustanną świadomość przemijania. Ciągłą refleksję nad teraźniejszością i postrzeganie jej cofania się, jakby siedziało się w powolnym, ale wciąż sunącym na przód pociągu. Przy czym okazuje się, że ukorzenienie, tożsamość „historyczno-genealogiczna” nie stanowią gwarancji spokoju ducha. Samą Tessę zagnało do dalekiej Polski, jej syn wyjeżdża do Szkocji,
Zastawiałam się zawsze, czy istnieje jakiś rodzaj kolektywnej wyobraźni, nazwijmy ją rodzinna , która przyciąga nas do określonych miejsc. Czy istnieją nostalgiczne wyobrażenia o odległych ziemiach , gdzie nigdy nie byliśmy, ale które mamy jakby we krwi, ponieważ żyli tam nasi dziadowie?
Mówi Capponi, a ja nie mogę się powstrzymać od towarzyszenia jej w tej refleksji. I dlatego podążam za nią przez uliczki Florencji, ciasnotę i zapachy straganów, upał wijącej się wśród toskańskich wzgórz drogi. Bo choć sztućce mam z Tesco, to kurz na podeszwach butów osiada mi tak samo jak jej.
A pierogi z borówkami też są dla mnie źródłem wielu rozkoszy, Pani Teresko droga!
mowa o: