-uważaj na Felliniego. Nie można mu ufać. Zasypie cię stosem najrozmaitszych kłamstw!
-Właśnie na to liczę – odciąłem się
Bernardino Zapponi „Mój Fellini”, str 104
Z dzieciństwa, ale jednak, pamiętam jego filmy. To Fellini, szeptano w mojej rodzinie, dając do zrozumienia ze po pierwsze należy film obejrzeć, po drugie nie należy oczekiwać, że się wszystko od początku do końca z niego zrozumie. Wtedy jego nazwisko było synonimem awangardy i surrealistycznego szaleństwa, dzisiaj większości kinomanów nie skojarzy się z niczym. Jednak we mnie wciąż budzi sentyment. I z tego głownie powodu przeczytałam krótkie wspomnienia jednego z przyjaciół i scenarzystów Frederica. I choć czasem dotyczyły one realizacji filmów, które chyba nigdy nie dotarły do polskich kin, to nie zdarzyło mi się przy lekturze nudzić. Bo jest tutaj też, a może przede wszystkim, Fellini pokazany w drobiazgach, w małych urywkach rzeczywistości, która w jego obecności nabiera innych kolorów. Wygląda na to, że w towarzystwie Frederica zawsze było ciekawie. Wiecznie miał jakieś pomysły, reżyserował nie tylko filmy, ale i codzienność, z posiłkami znajomych włącznie. Zaraz na początku książki, jest historia o tym jak w restauracji Fellini głosem nie znoszącym sprzeciwu poleca dania swoim znajomym. Wyglądało to mniej więcej tak:
(Fellini) – Zamów zabaione, zobaczysz jakie to dobre!
-A ty nie zamówisz?
-Nie, niespecjalnie za tym przepadam
Bernardino Zapponi „Mój Fellini”, str 8
Swoimi przyjaciółmi, czy scenarzystami, potrafił zawładnąć bez reszty. Wchodził szybko w ich życie i zajmował się dyrygowaniem. Oni przyjmowali to z pokorą, bo wiedzieli, że właśnie spotyka ich najbardziej fascynująca przygoda życia. A czytanie książki o nim można zaliczyć do jednej z nich.
mowa o: