spinning

Conrad 1

Jak nic zbliża się koniec roku, czas przyrzeczeń i podsumowań, fajerwerków zachwytu i przebłysków wspomnień, czas by coś z siebie wykrzesać, choćby akapit lub dwa. A ja jestem proszę Państwa, na zakręcie. A może na rozdrożu, w każdym razie trochę mi tak, ze skręconą szyją, pisać niewygodnie. Bo raz się obracam w kierunku festiwalu Conrada, opowieści o nim niedokończonych. Raz w kierunku książek przeczytanych i nieopisanych. I znowu raz w stronę tych niedoczytanych i nieopisanych. A potem , po raz kolejny, w stronę uskładanych i na czytanie czekających. I na tym obracanie muszę skończyć, bo mi stron świata zaczyna brakować, nie mówiąc o miejscu w pokoju.

A ponieważ mój stan doskonale się wpisuje w motyw przewodni festiwalu , którym był „Niepokój” do festiwalu postanowiłam wrócić i na szybko domknąć te opowieści.

Skończyłam na piątku i spotkaniu z Suchanow. A nie był to koniec dnia, o nie. Napalam się na jeszcze jeden meeting, szykowałam się na anatomię samobójstwa.

Wiatr nadal wył wisielczy, ciemno było, złowieszczo, atmosfera jednym słowem dopisywała. Gorzej było z resztą. Już na wstępie miałyśmy falstart, bo w brew zapewnieniom urodziwego dziewczęcia z obsługi, językiem spotkania okazał się nie angielski, a niemiecki. Pognałyśmy wiec ze znajomą po słuchawki i tutaj dopiero, przy stoisku gdzie je wydawali, ogarnął nas niepokój godny wielkiego fontu, większego niż ten na festiwalowym szyldzie.

Okazało się, że w zastaw za sprzęcik trzeba zostawić dowód. Osobisty! Wyobraźcie sobie jak na takie żądanie mogą zareagować dwie prawniczki z feblikiem na dobra osobiste! Jak od takich można oczekiwać, że oddadzą swój PESEL w obce ręce! I to na dwie godziny! Nie wiedziałyśmy, co robić, czy pisać do GIODO czy rezygnować ze spotkania. Na szczęście koleżanka miała przy sobie prawo jazdy, co wystarczyło i to na dwie pary słuchawek.

LukasBarfuss

Oburzone, rozognione, poszłyśmy na swoje miejsce. A tam, na sali, drżącym głosem jakiś chłopczyna zadawał pytania, od których oczy indagowanej pisarki robiły się coraz większe i większe, jakby coraz bardziej się dziwiła, o jakiej książce jest mowa. Zaczęłyśmy wzdychać, bo o anatomii samobójstwa widać było że mowy nie będzie, tylko że wieczór przeminie na dociekaniu, o co tak naprawdę w pytaniu chodzi. Reszty nie będę opowiadać, bo akurat to spotkanie zostało nagrane i jest w Conradowych podkastach. Mogę tylko się przyznać, że od nadmiaru powagi jak zwykle dopadła mnie głupawka i w momencie gdy Pisarz Drugi, zaczął rozważać bierność koali, nie wytrzymałam i skomentowałam, że brak aktywności może świadczyć o bogatym życiu wewnętrznym. Szczęśliwie moja refleksja dotarła tylko do koleżanki, i zamiast zadumy, wywołała w nas stłumiony chichot. Spojrzenie jakie rzucił nam prowadzący mogło zabić misia dowolnej wielkości. Na tym spotkaniu, które mnie ani nie zasmuciło, ani nie zaciekawiło, zakończył się festiwalowy piątek.

AnnaKim

Sobota zaczęła się od niespodzianek, tym razem miłych. Po pierwsze w Czeczotce dawali pyszne żeberka. Po drugie po sali krążyła Siri Hustvedt i mogłam dowoli się gapić na festiwalową gwiazdę. Po trzecie zdecydowałam się, że zamiast pokładać się przez następne trzy godziny na czeczotkowych poduszkach, pójdę na Perskie Opowieści. I był to mój najlepszy pomysł tego dnia! Bo trafiłam na najbardziej nastrojowe, najcieplejsze spotkanie ze wszystkich. Czułam się jakby mnie przetransportowano do seraju i posadzono u stóp dalekowschodnich sufi. Bajka!

perskie

A po niej był mocny zjazd do rzeczywistości, wieczór z Siri Hustvedt. Tu o żadnym bajaniu nie mogło być mowy, bo Siri najwidoczniej przejęła się faktem, że będzie występowała w mieście z uniwersytetem starszym od jej ojczyzny. Było naukowo, filozoficznie i cóż, trochę sztywno. Nawet kiedy atmosfera zdawała się w pewnym momencie rozluźniać i Siri zaczęła lekko chichotać, prowadzący pogroził pisarce palce i przywołał ją do porządku oświadczeniem, że chce jej zadać BARDZO POWAŻNE PYTANIE. Od razu zrobiło się smutno i zimno i tak już zostało do końca.

Siri.jpg

A ostatniego dnia, w niedzielę, na chwilę wyjrzało słońce, i trochę nas zagrzało, trochę rozmarzyło, wprowadzając nastrój do wspomnień z dzieciństwa, snutych przez dwie panie:

WeronikaG.jpg

Weronikę Gogolę

Wioletta G

Wiolettę Grzegorzewską. Całość spotkania tak świetnie opisała Naia, ze nie będę się tu z nią na notki ścigać, tylko od razu odeśle Was do jej opowieści.

ICE

Na ostatnim wykładzie, mistrzowskim, też byłam, po ICE chodziłam, i nie wiedziałam, co bardziej podziwiać, czy galowe stroje krakowskie, czy nowoczesność wnętrz, czy słowa Siri. O tym jak brzmiały możecie się sami przekonać, o tutaj.

I tym sposobem sprawozdanie z festiwalu zamykam. Uff, udało się jeszcze w tym roku!

mowa o:

Conrad Gala ICE.jpg