-Poproszę kawałek białej rzodkwi, rybne klopsiki i mięso wolowe –zamówił Sensei.
Nie chciałam być gorsza, więc zamówiłam jeszcze raz oden:
-Poproszę pastę rybną, konnyaku w nitkach i biała rzodkiew, ja też chcę białą rzodkiew.
Mężczyzna obok nas zamówił wodorosty konbu i surimi z ryby. Przez jakiś czas skupiliśmy się na naszych miseczkach, przerywając rozmowę o przeznaczeniu i poprzednich życiach.
Hiromi Kawakami „Sensei i miłość”, Str 95
Carpe diem, i tym co jem. Taki powinien być podtytuł tej książki. Która daje wytchnienie równie miłe jak spotkanie przy kawiarnianym stoliku ulubionego znajomego. Choćby był trzydzieści lat starszy, z innej epoki, pokolenia, wykształcenia, najważniejsze powinno być to, że dobrze się z nim gawędzi, że czas z nim spędzony nie będzie nigdy czasem zmarnowanym.
W takim przekonaniu chce utwierdzić czytelnika Kawakami, opowiadając historię trzydziestoparoletniej kobiety zawierającej znajomość ze swoim dawnym nauczycielem japońskiego. Spotykają się przypadkowo w barze, zamawiając swoją ulubioną potrawę. I okazuje się, że się świetnie ze sobą dogadują, choć nie we wszystkich sprawach są zawsze tego samego zdania. Tak zaczyna się nie ognisty romans, ale opowieść o tzw miłosnej przyjaźni. Kojąca, spokojna i pobudzająca apetyt na egzotyczne potrawy. Bohaterowie jędzą tempure i rozmawiają, piją sake i rozmawiają, spacerują i rozmawiają.
Przy czytaniu tej prozy trzeba się przeciągnąć, westchnąć i umówić z najlepszymi znajomymi na coś dobrego. A jeśli nie ma w pobliżu ani znajomych ani przysmaków, można wrócić do lektury i cieszyć się jej łagodnym spokojnym rytmem.
mowa o: