
Annę się potępia. Za co? Cóż, czy ja jestem od niej lepsza? A ja przynajmniej mam męża, którego kocham, nie w taki sposób wprawdzie kocham, jak bym tego sobie życzyła, ale w każdym razie-kocham. Anna swojego nie kochała. Gdzież więc jej wina? Czy w tym, że chce żyć?
Lew Tołstoj Anna Karenina, Str 674
Anna! Anna, która umiała uwieść każdego, uwiodła i mnie. W jej towarzystwie, Anny K., największej miłośnicy literatury, spędziłam ponad trzydzieści dni. Tak dla porządku kilka słów z jej historii. Oto w Rosji, w drugiej połowie 19 wieku pewna stateczna matka, arystokratka i pani domu zakochuje się ze wzajemnością w dobrze urodzonym paniczyku. Po kilku tygodniach namysłu decyduje się rzucić wszystko, by tylko być przy boku najdroższego. Występująca przeciw nudzie i konwenansom mężatka, płaci za swój bunt drogo. Wykluczeniem ze środowiska, pogardą zacnych dam, wreszcie utratą miłości własnego syna i udręką kobiety skazanej na zazdrość i samotność. Jak wszyscy wiemy, prowadzi to do tragicznego finału.
Jednak kto widział tylko film, nie wie, ze Anna w tytule to jedynie trik. Bo to nie ona jest książki bohaterką. Raczej na tym miejscu postawić należy Lewina, potem dołączyć do niego Kitty, a w tyle postawić Obłońskiego, Dolly i Karenina. W trzecim rzędzie powinniśmy mieć Księstwa Szczerbackich, Warneńke i Betty. A jeszcze za nimi kilka cieni. W ten sposób mielibyśmy choć częściowy obraz głównych postaci. Lewin jednak, ani chybi tołstojowskie alter ego, przesłania wszystkich. To nudziarz, raptus i maruda, nieobyty towarzysko chłopak i ambitny gospodarz. Przysparza sobie i innym udręki szukaniem idealnego sposobu zarządzania gospodarstwem. Filozofuje i złości się na przemian, od czasu do czasu popadając w ekstazę wywołaną praca na roli. Bohater nie mój, za to autora ulubiony.
Moim faworytem jest raczej Obłoński, typowe dziecko swej epoki, radosny utracjusz, którego pogody ducha i chęci parcia do przodu nie zmorzy nic. Jest to typ uniwersalny, obecny w literaturze i życiu do dziś. To dzięki niemu, wykonywanej przez niego urzędniczej pracy, ze zdumieniem przekonałam się, że tak naprawdę w administracji od czasów carskich nie zmieniło się prawie nic. Co więcej, widać tutaj, że i w ogólnych zasadach funkcjonowania sympatii społecznych nie zmieniło wiele. Obłoński to typ którego musi się lubić. Zawsze miły, miał migdałowy uśmiech i był niejako organicznie wesół. Mimo, że nie interesowała go właściwie ani nauka, ani sztuka, ani polityka, stale podzielał poglądy większości i jej dziennika, a zmieniał je tylko wówczas, gdy zmieniła je większość. Mówiąc ściśle, nie on zmieniał poglądy, lecz one same się w nim niedostrzegalnie zmieniały. Obłonski nie wybierał kierunku ani zapatrywań; prądy i zapatrywania przychodziły do niego same,, podobnie jak nie wybierał fasonu kapelusza ani kroju surduta, lecz nosił to co wszyscy. (Lew Tołstoj Anna Karenina Str 15) Jednym słowem Obłoński to nie tylko człowiek sympatyczny oraz zadowolony, ale i modny.
Jego przeciwieństwem będzie kostyczny Karenin, zdradzony mąż Anny, którego jednak tak przedstawiono, że można przyczyny jego chłodu i dystansu, oraz późniejszej dewocji, zrozumieć. Dzięki tej książce można zresztą pojąć znacznie więcej, niż tylko uczucia porzuconego męża i jego zdesperowanej żony. Bo tak naprawdę to wielki, z rozmachem stworzony portret całej epoki i jej mieszkańców, wspaniały zarówno w pełnym ujęciu jak i w najdrobniejszym, precyzyjnie opisanym detalu.
klasyk, którego bardzo warto:
