stragan z literami

 

Niektórzy mieli już w swojej karierze do czynienia z zakochanymi kobietami i założyli kuloodporne kamizelki.

Daniel Pennac Mała Handlarka Prozą, str155  

 Po jakie licho czytałam te książkę? Nie wiem, nie wiem nawet kim byłam dzisiaj rano, nie mówiąc o tym wieczorze, kiedy złapałam polecanke jak pies chwyta kiełbasę w pysk. Z radością w oczach i podskokiem z pięty.  Ale żadne mlaski zachwytu się ze mnie nie wydobyły. Powiem wręcz, że nawet szczeka została mi na miejscu, zaciskając się czasem, ot tak, albo z zawodu albo z tamowania ziewu. A może i nie ziewałam. W końcu na Bondzie się nie ziewa? Oglądałam jeden odcinek, raz, i to przez pomyłkę. Do czytania bym tego raczej nie brała.

Tymczasem trafiła mi się wersja francuska i sfeminizowana. Superhero to super hetera, kobieta piękna tak bardzo, że wyobrazić jej sobie nie można. Zresztą nie ma jak, bo autor szkicuje postaci w ten sposób, że w ogóle nie widać im  twarzy. Jest anioł z cieniem skrzydeł i białym kosmykiem włosów. Cudowna Narzeczona z Biustem i niedobre niemowlę. Trochę policjantów i złodziei. I mała wredna z wielką głową i łapskami. Za to rozmiłowana w tomach i tomikach.

Wszyscy kotłują się w malignie fikcji i kiczu. Więcej niż wartka narracja zmienia się nagle w wyniku odniesienia przez Głównego Bohatera śmiertelnej rany. Ale nie ma strachu, facet zaczyna komentować z kulą w głowie, jakoś mu się słowa ładnie wokół dziury w mózgu zawijają, i hajda, akcja leci. Morderca szaleje, autor stula, czytelnik przewala kartki tylko po to, żeby sprawdzić czy dobrze się domyślał zakończenia. W moim przypadku domysł był celniejszy od strzału w czaszkę narratora. Bywa.

Ale nie ma co się kwasic. W końcu wszyscy umierają i rodzą się w porę. A całość można potraktować jako wyjątkowo sprytny pastisz gatunku. I od razu robi się lepiej.

 Jeśli ktoś ma ochotę na żwawą bździnę z książkami i wydawnictwem w tle, to polecam: