– nie masz pojęcia, przez co zdążyłem przejść w tak krótkim czasie.
– Zmusili cię do jedzenia ślimaków? Spleśniałego sera?
– Blisko: karmy dla kotów. Co gorsza – smakowała mi.
Gilles Legardinier „Do usług szanownej pani”, Str 68
Beza, makaronik, cukier puder z bitą śmietanką. Ta książka zastąpi Wam wszystko, co dostarcza glukozy. Jest też idealna na powakacyjny spleen, smutek rozpakowanej po wywczasach walizki. Przyda się na letnią niepogodę, pierwsze wieczorne chłody. Podniesie poziom serotoniny wtedy, gdy nie działa już nic, nawet 60 minut dziennie z Chodakowską.
No bo taka jest w niej historia. Starszego pana, a’la słoneczko. Który zmęczony i smutny, decyduje się wyjechać do Francji i zostać kamerdynerem. Jednak do starego domostwa wnosi nie tylko angielską ogładę. Szybko staje się łącznikiem całego towarzystwa dziwaków, z jakimi przyszło mu mieszkać. Obłaskawia nawet kota o demonicznym imieniu Mefisto.
Po kolei zakrada się w łaski kucharki, młodej sprzątającej i zarządcy. Sprawia, że obcy sobie ludzie zaczynają być rodziną.
Resztę dośpiewajcie sobie sami. Jest miło, ciepło i przytulnie. Po wiekowych schodach turlają się kotki, młoda dziewczyna dostaje rumieńców od szczęścia w miłości, potencjalny wisus zbiera w szkole piątki. Nic tylko siedzieć i ocierać łzy szczęścia. Choć przyznam ze sama nie sięgnęłam po chusteczki. Tylko poszłam po gorzką herbatę. Bo zawsze mnie mdli po nadmiarze słodyczy.
mowa o: