
Tytuł artykułu w dzisiejszej Wyborczej zapowiadającego spotkanie z Olga w siedzbie Gazety: „O co Tokarczuk spytałaby Jezusa?”. Niepotrzebne krygowanie się – trzeba było dać tytuł: „O co Jezus spytałby Tokarczuk?”
Krzysztof Varga „Dziennik Hipopotama” str 582
Upierdliwy i marudny warszawiaczek, ze skłonnością do zarozumialstwa, oraz śladami mizoginii i kabotyństwa w charakterze. W sposób irytujący nadużywa archaizmów i przeświergala swoje frazy, nieustając w wysiłkach nadania im pilchowskiego tonu. Tak, mimo, że się nim zachwycam, to nie robię tego na ślepo, jak widać. Jestem w stanie zauważyć wady narratora Dziennika hipopotama. Ale, że ze mnie osoba rzetelna, czytelniczka sprawiedliwa i feministka bez skłonności do mizoandrii, to go pochwalę. Bo jest za co.
Dziennik Hipopotama eklektycznie odwzorowuje i konkluduje profuzję sensualnych, etycznych oraz intelektualnych odniesień współczesnej jednostki wobec moralnie i profesjonalnie indolentnych działań pozbawionych kompetencji, ale nie wyzutych z ambicji jednostek, organizacji oraz ugrupowań przynależących do współczesnego narodowego establishmentu. Synchronicznie krytyce protagonisty poddane zostają również istotne dla niego przejawy społecznej oraz kulturowej działalności środowisk twórczych, ze szczególnym uwzględnieniem aktywnych i pasywnych członków elitarnych społeczności literackich. Tak bym wam pisała, gdybym miała zamiar uprawiać krytykę i pichcić recenzje.
Ale że piszę tylko na bloga, z pełną świadomością mojego braku wiedzy i umiejętności, powiem prosto i tak jak lubię najbardziej. No daje gość czadu, nie zrażajcie się, że profesjonalny z niego felietonista. Czasem rzęzi smętnie za utraconą miłością, albo jakością otaczającej go rzeczywistości, ale ogólnie jest super. Co rusz potrafi strzyknąć jadem, mocno i dowcipnie, a przy tym niegłupio. Dostaje się prawie każdemu: wielebnym, politykom, kolegom po piórze, członkom kapituł nagród literackich. Nawet własnej matce nie szczędzi paru zgryźliwości. I na dodatek trudno tym jego błyskotliwym słowom krytyki nie przyznać racji. Jest zajepiście, przez większość czasu. Fakt, tu i ówdzie walnie hasła, jakby chciał zostać współczesnym Rzeckim. Ha, trudno. Łatwo wybaczyć te wybryki, gdy całokształt jest jak trzeba odmalowanym portretem naszych czasów. Bez retuszu, to pewne.
mowa o:
