Małe dziewczynki w brudnych skarpetkach nie są wdzięcznymi bohaterkami książek. Nieznośne, rozczochrane i przekorne, żywią się absurdem jak zwykłe dzieci truskawkowa galaretką. I ten absurd klei się do każdej strony książki, aż fabuła marszczy się, drze i przeinacza. Zresztą jaka tam fabuła, bez przesady. Ot, stara ciężarówka z zarozumiałą smarkulą i jej opiekunem pijaczyną tłucze się po drogach i dróżkach i nigdy do sensu nie dociera. Za to mija dziwaczne sytuacje i zatrzymuje się przy paskudnych typach. Czy to w ogóle jest do wytrzymania? I do przeczytania?
W małych dawkach owszem. Takich na półgodzinną kąpiel. Piana zmyśleń i mydlin, w sam raz na odmoczenie pięt i znużenia codziennością. Stosować na godzinę przed snem. Daje relaks i nikły uśmiech na wspomnienie parodii sytuacji realnych w tym całkiem nieprawdziwym świecie, jaki stworzył pan T. Na koniec można sobie obejrzeć gardło, wyjąc aaaa i wypatrując migdałków. Jeśli tam, na tych różowych wzgórzach wykrzykników zobaczycie białe plamki to znaczy, że tak. Księżniczka Angina, owszem, jest z wami, ma się dobrze i wędruje dzielnie od nalocika do nalocika.
Uwaga: książkę można czytać przy infekcji gardła, ale nie przy temperaturze. Bo ona sama jest jak gorączka w maligno wchodząca.
mowa o:
PS1. dziękuję bardzo VMR, że zwróciła kiedyś u siebie uwagę na takie zjawisko literacko-rysownicze jak pan Roland Topor.
PS2. Jeśli ta notka jest kompletnie nie zrozumiała to bardzo dobrze. Książka której dotyczy jest jeszcze mniej.