jak świętowali cz. 3 – Miron Białoszewski

Miron

Co robił Miron, człowiek be żony, bez dzieci, Polak bez rodziny, w Święta? Był samotny? smutny? A guzik. Miron B. jak zwykle się włóczył. I było mu z tym dobrze. Najpierw zajrzał do starych znajomych, którzy właśnie robili przedgwiazdkowe porządki:

MironMiron Białoszewski „Tajny Dziennik”, str 259
i sam zdecydował, że zostanie na Wigilię:

Miron 1Miron Białoszewski „Tajny Dziennik”, str 260

potem, kiedy już trochę podjadł, ruszył w dalszą drogę:

Miron 3Miron Białoszewski „Tajny Dziennik”, str 260
i poszedł na Pasterkę, gdzie znowu spotyka znajomych:

Miron 4Miron Białoszewski „Tajny Dziennik”, str 261

chodził, słuchał, zapisywał

dino 1

A tak to wpływało na mnie rozgadanie się z dobrymi partnerami. Puszczenie w ruch myślenia. Tak jakby od siebie. I od swoich bliskich. Myślę, że ja żyję bardziej tym, co jest Kolo mnie i moimi bliskimi, którzy są mi bardzo pomocni w pisaniu.

Miron Białoszewski ”Tajny Dziennik”, Str 633

 

Teraz, kiedy skończyłam mironowe dzienniki, jestem skłonna uwierzyć w plotę, że ich autor na bieżąco spisywał, w kącie za szafą, za wanną, rozmowy i powiedzonka towarzyskie. Może i to było dla otoczenia denerwujące, ale teraz ma niepowtarzalny walor. Daje wrażenie aktualnego sprawozdania z rzeczywistości, daje wręcz możliwość w niej uczestniczenia na poziomie jednego z jej odbiorców. Miron nie wspina się na podest pod tytułem literatura, jest bardziej przekaźnikiem – nadajnikiem swojej codzienności. I dzięki temu daje się tej codzienności czytelnik ponieść.

Dzienniki szybko stają się opowieścią od której ciężko odejść. To nie tylko zasługa autora, ale i ludzi, wśród których się obracał i czasów, w których żył. Sporo tu różnych plot i ciekawostek o mironowych znajomych, i staje się zrozumiałe, dlaczego autor kazał z drukiem swoich zapisków odczekać tyle lat. Trzeba też zaznaczyć że to ciacho, ten gigantyczny tort czytelniczy na dziewięćset stron z okładem, ma więcej niż jedną warstwę kremu. Kiedy czytelnik pokosztuje opisów mironowego otoczenia, napotyka kolejne smaczki. Kto nie pamięta, albo nie doświadczył, stania po papier toaletowy i mydełko, przeżyje emocje kolejkowe przez współodczuwanie z biegającym po sklepach Mironem. Ci, którym nie dane było słuchać radia i telewizji tamtych lat, będą mogli poczuć ekscytację wyłuskiwania nowinek z Radia Wolnej Europy i euforię wywołaną wyborem papieża Polaka. Komunikowanie się bez telefonu, tego zwykłego , nie komórkowego, tłukący się sąsiedzi, kupowanie butów na kartki, bieganie po znajomych bez zapowiedzi, włóczenie się po polach i łąkach, rozmowy o UFO, telepatii, buddyzmie, medytacji, to stałe elementy życia z tamtych lat, które z detalami poznaje czytelnik.

Bo otwarcie tej książki, jest jak otwarcie drzwiczek wehikułu czasu, z kierunkowskazem nastawionym na przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Przewodnik, pan Miron B. zapewnia długą i bogatą we wrażenia podróż, po której nie chce się rozpinać pasów i wysiadać.

Warto:

Miron