teary torn and tired

Masz zamęt w głowie, co? Nie spiesz się mon ami, Jesteś wzburzony, podniecony. To zrozumiałe, naturalne. Uspokoiliśmy się trochę, więc teraz uporządkujmy fakty: ładnie, każdy na właściwym miejscu. Będziemy je badać, segregować, odrzucać. Istotne odłożymy na później, Te bez znaczenia … puf! ..-Poirot wykrzywił się pociesznie i dmuchnął. – Niech idą z wiatrem.

Agatha Christie „Tajemnicza historia w Styles”, str 30

Stało się coś strasznego: Zabili mi Poirota! Zaraz początkiem roku. A było to tak. Włączyłam kolejny odcinek ulubionego serialu. Było bardziej szaro i ponuro niż zwykle. Dech mi zaparło nie ukazanie tajemnicy, ale na widok zmarnowanego detektywa sunącego na wózku inwalidzkim. Jak to, Poirot już nie drypce? Jak sobie ze śledztwem poradzi? Jakoś mu poszło, ale nie bez konsekwencji. W finałowych klatkach filmu dramatycznie kona i nie jest to tylko wybieg dla zmylenia przeciwnika. Wykonawcą jego ostatniej woli zostaje Hastings, a Poirot na dobre znika. Szczerze mówiąc, autorka nieźle się na nim zemściła, bo sprokurowała mu dość smutny koniec. Tak smutny, że czułam, że muszę koniecznie się jakoś pocieszyć.

Lekarstwo było jedno: przeczytać wreszcie którąś z tak świetnie zekranizowanych, poirotowskich przygód. Do tej pory byłam wierną wielbicielką książkowej wersji Panny Marple, Małego Belga pozostawiając filmowi. Postanowiłam to zmienić i przy najbliższej wizycie w bibliotece wzięłam coś, co wyglądało na najstarszą z przygód słynnego detektywa.

Zaskoczeniem dla mnie było, że jej narratorem jest Hastings. Który, oględnie mówiąc, nie jest zbyt błyskotliwy. Zauważa i opisuje niewiele, raczej stroni od podawania zbędnych szczegółów i koncentruje się na samej śledczej akcji. I tu poczułam największy zawód.  Bo Hastings moim zdaniem podchodzi do sprawy zbyt po męsku. A raczej po wojskowemu. Nie patrzy na boki, dziarsko dąży do celu. Jest bardziej autorem kroniki policyjnej niż kryminału o szerokim tle obyczajowym. Nie daje opisów przydomowego ogródka, wolno sączonych herbatek czy plotek opowiedzianych przy kuchennym stole.

Nie ma tu wiele z tego, co u Christie najbardziej lubię. Oczywiście, jak to u Agathy, jest tajemnicze morderstwo, śmierć bogatej damy, na której skorzystać mogło wielu. Akcja dosyć szybko i zawile pomyka, ale to nie ten styl, nie ten smak, który znam z opowieści o Pannie Marple. Pozostało westchnąć jaka szkoda i dalej rozglądać się za mordercą.

mowa o:

w Styles 1