Mary Westmacott daje radę

Lala

Jesteś sama, pomyślał. Zawsze będziesz sama. Dzięki Bogu, nigdy się o tym nie dowiesz.
Agatha Cristie ( Mary Westmacott) w samotności, Str 253

Trzeba nauczyć się być samemu ze sobą, powtarza moja mieszkająca w pojedynkę ciotka, ilekroć pytam jak jej się żyje. Przyznaję bez wahania, że jest to sztuka opanowana przez nielicznych. Nie posiedli jej moi znajomi, zawsze wyjeżdżający na grupowe wakacje, weekendujący na imprezach, unikający spędzenia choćby jednego dnia bez towarzystwa. Nie posiadła jej również bohaterka ostatnio czytanej przeze mnie książki, zacna Angielka wracająca z odwiedzin w dalekim kraju. Los płata jej figla i sprawia, że zamiast znaleźć się w zatłoczonym pociągu do Stambułu ląduje w gospodzie na kompletnym pustkowiu.
Początkowo jest tylko lekko zdenerwowana tą sytuacją. Gospodarze serwuje jej ohydne śniadania z owocami z puszki, okolica jest paskudna, a jedyna książka, jaką wzięła w podróż, okazuje się nadspodziewanie krótka. Byłoby to do wytrzymania przez dzień lub dwa, ale przymusowy postój zaczyna się przedłużać, a naszej bohaterce, z powodu braku innych zajęć, pozostaje jedynie siedzieć i rozmyślać. Te rozmyślania zaprowadza ja zupełnie w innym kierunku niż się spodziewała. Dokona niepokojących odkryć na temat swojego życia i rodziny.
To osobliwa książka Agathy Chrstie. Nie jest to powieść detektywistyczna, ale bohaterka prowadzi dochodzenie w sprawie najwyższej wagi: poszukiwania prawdy o sobie i o tym, jak postrzegają ją inni. Całość jest czymś pomiędzy halrequinem a powieścią psychologiczną.
Co dziwne, wzięłam te książkę do czytania podczas kolejnego ataku przeziębienia, bo nie miałam pod ręką lekkiego kryminału, a z powodu kiepskiego samopoczucia okazałam się niezdolna do ambitniejszych lektur (Modiano porzuciłam po pierwszych dwóch stronach i nie wiedziałam, czy to jego enigmatyczny styl czy moja wysoka temperatura powoduje moje zgubienie w tekście). I tym razem Christie okazała się niezawodna. Na dodatek w dziwny sposób odczucia bohaterki współgrały z moimi. Ona czuła się odcięta od świata w swojej gospodzie, ja byłam odizolowana odstraszając kaszlem potencjalnych rozmówców. Ona popadała w maligno zagubiona w samo południe na pustyni, mnie pękała głowa przegrzana od gorączki. Ona wahała się co począć ze sobą, mną targały wątpliwości czy wziąć następną tabletkę aspiryny czy kolejny syrop. I tak siedziałyśmy sobie, ona bardzo, ja trochę mniej, dzięki lekturze, samotna. Na koniec ona wskoczyła do pociągu, ja wyskoczyłam z betów. I wróciłyśmy do codzienności, choć muszę przyznać, że tym, jak zrobiła to bohaterka, byłam nieco zaskoczona.
Polecam na wszelkie wiosenne osłabienia:

Christie Mery