Kolejny Dzień Książki u nas to kolejny brak fety z tego powodu. Od razu wiedziałam, że nie ma po co z domu wychodzić, więc poleciałam w internet, żeby wyszukać jakieś promocje. Do pomocy wzięłam ostatnie wydanie magazynu Książek i wklepałam osławioną Ferrante, pełna obawy, że będę potem szczerze tego żałować. Potem zamówiłam Springera, bo kiedyś spodobał mi się wyjęty z jego najnowszej książki artykuł. Jakiś francuski podobno bestseller, żeby przerwać monotonię literatury angielskiej, zalegającej moje półki. Najnowszą biografię mojej szurniętej (pozytywnie) idolki Vivienne Westwood. Eleen która jakoby przypomina Sylwię Plath. I najnowszy tom na część detektywa Strike’a.
Przytachałam to wszytko dzisiaj z księgarni, usypałam stosik i od razu krzywa nastroju poszła mi w górę. Zwłaszcza, że na samym szczycie mojego książkowego torcika, w roli przysłowiowej wisienki, umieściłam tom najnowszych opowieści o Mitford. Otrzymany od koleżanki tłumaczki, z jej specjalną dedykacją, cieszy podwójnie. Na dodatek darująca potwierdziła, że ma na warsztacie następną część serii przygód pastora Tima.
mowa o: