off season

 

 

To proste. Bez dużego zaangażowania emocjonalnego, można robić co się chce. Można podejmować decyzje, zmieniać zdanie i plany. Nie ma problemu z patrzeniem na to, czy ta druga osoba ma wszystko czego jej trzeba, czy nie jest smutna, zawiedziona, znudzona. Można być tak miłym lub bezwzględnym, jak tego się zapragnie.

Anita Brookner „Hotel du Lac”, str 94.

 Zdawałoby się, ż nie może być nic bardziej kojącego od wyjazdu do luksusowego hotelu u schyłku sezonu. Z takiego założenia zdaje się wychodzić Edith, pisarka powieści romantycznych, która pewnego wrześniowego dnia przybywa do szwajcarskiego hotelu Du lac, by tam przemyśleć niedawne zawirowania, jakim uległo jej życie. Wkrótce okazuje się, że nie będzie jej dane spędzić tego czasu na samotnych przemyśleniach i pisaniu nowej książki. Chcąc nie chcąc zostaje zaangażowana w życie innych mieszkańców hotelu, którzy chętnie zaangażują ją w roli obserwatorki i słuchaczki. I tak Eidth kolejno poznaje eleganckie i jak się okazuje zamożne Panie, nawykłe do luksusów i życzliwości otoczenia.

Hotel Du Lac okazuje się być mirkosmosem społeczeństwa, jak maleńka wyspa, na której można zaobserwować przejawy życia charakterystyczne dla całej planety. Edith ma szansę przekonać się po raz kolejny jakie miejsce we współczesnym społeczeństwie może zająć średnio zamożna, niemłoda i niezamężna kobieta. Za towarzystwo mając bardzo bogatą wdowę i jej córkę, oraz równie zamożną mężatkę, szybko przekonuje się, że bez właściwego mężczyzny u boku zawsze będzie na straconej pozycji, że będzie odgrywała rolę niewiele istotniejszą od tej, jaką odgrywa piesek towarzyszący jednej z jej nowych znajomych. Będzie mogła jedynie się przysłuchiwać i zachwycać, być świadkiem życia, ale nie jego pełnoprawna uczestniczką. Jednocześnie los podsunie jej okazję do dokonania zmiany swojej sytuacji. Nie zdradzę, czy Edith skorzysta z tej szansy, powiem jedynie, że drżałam o to, czy podejmie właściwą decyzję, a kiedy na ostatnich stronach czyni decydujące kroki, byłam zachwycona takim, a nie innym obrotem spraw i miałam wręcz ochotę uściskać Edith za jej podejście do sprawy.

Na koniec kilka słów wyjaśnienia. Parę dni temu określiłam tę książkę jako romans na schyłek jesieni. Teraz, po jej przeczytaniu widzę ją raczej jako antyromans, będący głosem w  dyskusji na temat rzeczywistego stopnia wyemancypowania naszego społeczeństwa. Bez obaw, nie jest to pamflet feministyczny, który tumaniłby i przestraszał co bardziej tradycyjnie myślących czytelników. To raczej napisana pięknym i wyważonym językiem przypowiastka, która delikatnie nakłania do refleksji, każe zastanowić się, czy naprawdę mamy tak wiele powodów do przekonania o tym, że żyjemy nowocześnie. I może, gdy czytelnik zacznie mrużyć oczy zastanawiając się, czy przypadkiem nie zobaczył w wersach tej powieści nikłego cienia Jane Austen, okaże się, że nie tylko wyrafinowany styl książki nawiązuje do sposobu pisania cioci Jane, ale również jej wątek bardzo przypomina dziewiętnastowieczną the novel of manners.

warto:

 

brookner