mieszkanie i skryba

Podróże do domów są podróżami w życie. 

Dandra Petrignani Domy pisarek, Str 218

 

Sandra Petrignani zrobiła, coś, o czym marzy chyba każdy czytelnik mający choćby jednego czy dwóch ulubionych autorów. Wsiadła w samochód, pociąg, a nawet samolot, by zwiedzić domy niegdyś zamieszkiwane przez interesujące ją pisarki. Potem to, co zobaczyła postanowiła opisać w niewielkiej książeczce, opowieści o wnętrzach domostw uzupełniając danymi biograficznymi każdej z kobiet. W ten sposób powstało sześć osobnych historii, w których wędrówka po niezamieszkanych już siedzibach pisarek jest jedynie pretekstem do rozpoczęcia pogawędki na temat ich życia. To podejście zdaje siewtnie egzamij  wprzypadku gdy mowa jest o nazwiskach zupełnie u nas nieznanych lub zapomnianych. Nigdy do tej pory nie udało mi się usłyszeć ani przeczytać o nolbistce Grazii Deledda, pierwszej kobiecie dopuszczonej do Akademii francuskiej Marguerite Yourcenar, czy zafascynowanej Tybetem Alexandrze David-Neel.

Tym sposobem książka stała się nie tylko okazją do zaglądania za cudze drzwi i okna, ale i dała możliwość poznania kilku fascynujących postaci świata literatury. Każda z nich miała niezwykłą osobowość, Deledda była utalentowaną bajarką, Yourcenar szalona starszą panią zakochaną w młodym geju, David-Neel niestrudzoną wędrowniczką po buddyjskich świątyniach i pustelniach. Ich domy w mniejszym lub większym stopniu odzwierciedlały ich temperamenty i fascynacje. Chyba najbardziej tradycyjną siedzibę miała Deledda, z solidnymi mieszczańskimi meblami. Yourcenar mieszkała zdaje się w czymś, co stanowiło mieszankę stylu wiejskiego z ascetyzmem zen. David – Neel oczywiście miała pełno pamiątek z dalekich podróży i jej dom chyba najmocniej pokazywał zakres jej zainteresowań, zresztą podobno miał być reklamą stylu życia i wierzeń właścicielki.

Oprócz domów pisarek nieznanych, Petrignani opisuje siedziby i moich ulubionych autorek. W przypadku Colette i Woolf odnośniki biograficzne nie robiły na mnie zbyt wielkiego wrażenia, stały się tylko okazją do przypomnienia sobie faktów, o których już kiedyś czytałam. Dlatego tutaj bardziej skoncentrowałam się na temacie przewodnim i odczuwałam niedosyt, że jest on tylko dodatkiem do całej reszty. Chętnie poczytałabym więcej o czerwonej sypialni Colette,  w której autorka Klaudynek spędziła ostatnie lata życia. Wolałabym dowiedzieć się czegoś o pochodzeniu i historii wypełniających ją przedmiotów, o tym, czy udało im się również odegrać jakaś rolę w życiu lub książkach pisarki.

W ogóle podczas czytania żałowałam, że książka nie ma innej formy, że zamiast mnóstwa kolorowych szczegółowych zdjęć musiałam się wpatrywać w niewielkie i z reguły czarno białe odbitki. A gdyby tym naprawdę dobrze napisanym tekstom towarzyszyła odpowiednia oprawa graficzna, to mielibyśmy do czynienia z prawdziwym skarbem, albumem naprawdę o dużej urodzie słowa i obrazu. A tak pozostaje  książeczka, której zaletą jest to, że bez problemu mieści się w torebce.

mowa o: