Jako mężatka jednak została zamknięta w swego rodzaju szklanej butelce: była jak statek, który na pełnych żaglach płynie w ograniczonej przestrzeni, na dodatek pozbawionej morza.
Elena Ferrante, Historia nowego nazwiska, str 66
Gdyby nie ponaglenie z biblioteki, pewnie nie podeszłabym do komputera, bo tak naprawdę, to mam ochotę tylko siedzieć w kocach i czytać, w imię pozbywania się resztek przeziębienia. Dlatego tylko szybko, żeby sobie bałaganu nie narobić w tym tutaj pamiętniczku czytelniczym, odnotuję, że drugą cześć Ferrante mam zaliczoną.
Dodam, że zmiana tłumacza wyraźnie wyszła serii na dobre i kolejny tom przypadków dwóch neapolitanek ma styl gładszy i przyjemniejszy w odbiorze. Sama historia ciągle opiera się o znane wątki i przyznaję, że po przeczytaniu pierwszych stu stron, kiedy już zaspokoiłam ciekawość jak wyglądało życie Lili po jej słynnym ślubie, zaczęłam się niecierpliwić. Bo częściej niż chciałabym, czytałam szczegóły o trudach nauki narratorki i wahaniach nastroju jej przyjaciółki. Dopiero końcówka powieści przynosi ulgę w postaci zwrotów akcji. O ich wynikach mam nadzieję się dowiedzieć w tomie trzecim, za którym grzecznie ustawiłam się w wirtualnej kolejce w bibliotece.
A póki co idę sobie do innej, obecnie zajmującej mnie, lektury.
mowa o: