Jego proza, choć dziwaczna i zaczopowana porównaniami, przekonywała, przynajmniej na czas trwania każdego zdania i ustępu, że opisane wydarzenia rzeczywiście miały miejsce.
Michael Chabon „Cudowni Chłopcy”, Str 225
Wygląda na to, że w powyższym akapicie autorowi udało się zawrzeć opis nie tylko fikcyjnego, ale i własnego dzieła. Zwłaszcza obrazowa metafora o zaczopowaniu tekstu porównaniami pasuje do tej książki jak ulał. Warto jeszcze nadmienić zawiłą i dogłębną, acz zbędną, genealogię każdej nieruchomości, przedmiotu oraz postaci w niej występującej. Tym większy mój podziw dla reżysera, który z tej rozwlekłej i miejscami tylko zabawnej książeczki potrafił wykrzesać naprawdę świetny film.
Może sukces adaptacji filmowej należy po części przypisać temu, że książkowi bohaterowie: opasły i niechlujny profesor, jego niepozorny redaktor i niewydarzony student, zostali zastąpieni odpowiednio przez Michael’a Douglasa, Roberta Downey Jr oraz Tobiego Maguire. W ten sposób bandę mdłych popaprańców zamieniono w grupkę najbardziej charyzmatycznych postaci Hollywoodu. Na dobre filmowi też wyszło okrojenie narracji do niezbędnego minimum.W książce natomiast roi się nie tylko od niepotrzebnych odnośników, ale i ekwilibrystycznych popisów słownych i składniowych, które bardziej męczą niż bawią.
W obu przypadkach mamy ten sam główny wątek, historię pisarza na wielkim, życiowym zakręcie. W książce to skomplikowana opowieść o nałogowym uwodzicielu i palaczu marihuany, którego w pewien weekend opuszcza żona, wydawca i wena. W filmie to błyskotliwa dykteryjka o kilku dniach z życia pisarza, obfitujących w ciąg nieprawdopodobnych i często zabawnych zdarzeń.
Jeśli o mnie chodzi, to zdecydowanie wybieram tę drugą wersję. Nic nie poradzę, że wolę biegać wzrokiem za przyodzianym w różowy szlafrok Douglasem, niż uganiać się myślami za ociężałym Gradym w płaszczu kąpielowym w monstrualne kwiaty.
mowa o: