Nagle dzieciom wydało się,, jak gdyby gruchanie gołębi i szelest ich skrzydeł przeniknęły przez dach do pokoju i zewsząd je otoczyły. Odgłosy te stawały się coraz głośniejsze i bliższe, a różne części garderoby wywędrowały ze skrzyni i znalazły się na dzieciach. Oboje nie mieli pojęcia, jak to się stało-podobnie jak i wy nie wiecie-ale wydawało się, ze to właśnie gołębie gruchanie odegrało role pomocnych rąk, i już po chwili dzieci ubrane były w stroje, jakich nigdy w życiu nie nosiły. Elfryda miała na sobie długa do ziemi suknie, o wysokim stanie, z przeźroczystego muślinu w zielony deseń. Znikły jej brązowe trzewiki z szerokimi noskami i miała na nogach cieniutkie, płytkie pantofelki.
Edith Nesbit Ród Ardenów, str 68
Pamiętam, że była to jedna z moich ulubionych dziecięcych fantazji: znaleźć jakiś stary kufer ze strojami z dawnych epok, przebierać się w nie i tym sposobem podróżować w czasie. Tak jak bohaterowie Edith Nesbit z Rodu Ardenów. Znacie tę opowieść? To historia dwójki rodzeństwa, należącego do zubożałej angielskiej arystokracji, które szczęśliwym zrządzeniem losu przeprowadza się do podupadłego zamczyska należącego do wieków do ich rodu. Tam, błądząc po zapuszczonych salach i komnatach, dzieci znajdują tajemniczą skrzynię wypchaną starymi ubraniami z różnych epok. Dla zabawy zaczynają je przymierzać. Kiedy całkowicie przebrane opuszczają kryjówke aby znowu błądzić po zamku, wchodzą w zupełnie inna rzeczywistość, należące dla nich do historii lata, z których pochodzą właśnie nałożone stroje. W ten sposób zwiedzają epokę napoleońską, czasy Henryka Ósmego i przyczyniają się do wykrycia spisku prochowego. Przy okazji maja oczywiście mnóstwo niezwykłych przygód.
Mnie jednak najbardziej urzekały w tej opowieści nie wyczyny dzieci, ale cudowne przebieranki w których mogły uczestniczyć. Ach zamienić moje opadające i gryzące rajstopy na jedwabne pończoszki, ohydne juniorki na pantofelki, i paskudny skudlony sweter na ręcznie wyszywaną batystową sukienkę, to by dopiero była frajda (na gorset na szczęście byłam za mała).
I nie wiem czy to od tego momentu, bo wydaje mi się, że od zawsze, od kiedy zaczęłam błądzić wzrokiem po literach ze zrozumieniem, zwracałam uwagę na to, co i jak noszą moi literaccy bohaterowie. Często ciężko było mi zrozumieć o co chodziło, gdy autor wymieniał turniury, gipiury, kryzy i koronki. Nieraz potrzebowałam wyjaśnień jakiegoś obeznanego w temacie pomocnika. Z reguły trudno było go znaleźć.
Teraz wreszcie, po latach, udało się! I to z wielkim sukcesem. A było to tak. W moim mieście właśnie otwarto TK Maxxa, który dawno temu zaplusował u mnie sprzedażą po połowicznej cenie uroczych książek Angeli Adoree. Oczywiście byłam w sklepie w dniu otwarcia, W przeciwieństwie do większości kupujących, nie zajrzałam do stoisk z ciuchami, jednym tylko okiem rzuciłam na kosmetyki, zręcznie wyminęłam półki z butami i wylądowałam szybciutko w dziale gospodarczym. Tak naprawdę chciałam kupić foremki do Magdalenek, z wiadomych chyba wszystkim moim czytelnikom względów (Proust, pewnie że chodzi o Prousta). Niestety ich nie było, więc poszłam dalej do książek kucharskich i wyrobów papierniczych. A tam, wśród ksiąg pełnych przepisów kuchni wegetariańskiej, marokańskiej i całkiem klasycznie angielskiej, leżała sobie jak gdyby nigdy nic książka – przepustka do wszystkich epok mody. Wielka, biała, z cudownym tytułem fashion i szczelnie zafoliowana. Zaczęłam tę folię skubać, potem rozciągać, wreszcie zdzierać, zupełnie jakbym szarpała zasłonę zakrywającą wejście do innego, lepszego świata.
I faktycznie tak było! Kolorowo i odlotowo. Na każdej stronie mogłam obejrzeć barwne stroje z innej epoki, pokazane z detalami, opisane dokładnie. Po jakiego grzyba mi magdalenki, pomyślałam od razu, tylko kuchnie zapaćkam niepotrzebnie, a ciastka i tak nie wiadomo czy wyjdą. Teraz mogę zawitać w czasach Prousta w znacznie łatwiejszy i przyjemniejszy sposób. Wystarczy otworzyć ten wspaniały album na początku 20 wieku i przyjrzeć się strojom epoki.
W takim kubraczku pewnie Marcel biegał na swoje przyjęcia:
W którejś z tych sukni mogła paradować Księżna Oriana:
Rozochocona wędrowałam dalej. O proszę, pewnie w czymś takim musiała chodzić Anda w Godzinie Pąsowej Róży, kiedy nagle przeniosła się w czasy Ciotki Eleonory:
A teraz skok do najbardziej rozrywkowej ery, szalonej epoki jazzu. Tutaj zaczynam się zastanawiać, czy taki strój pasowałby do Gatsbiego:
I czy może Daisy swingowała w tej lub podobnej sukience:
Mogę zawędrować i w dawniejsze wieki, na przykład sprawdzić w czym na co dzień biegali, a może raczej kroczyli, rycerze Okrągłego Stołu:
Tak mniej więcej wygląda mój niezwykły bilet w mody wszystkich czasów. Książka, którą nie waham się nazwać najlepszym zakupem tego, prawie minionego, lata.
mowa o: