– Być może – odparł Strike- ale nie wiemy, czy morderca pisze.
-Och w dzisiejszych czasach prawie wszyscy piszą – odpowiedział Fancourt – cały świat pisze powieści, ale nikt ich nie czyta.
Robert Galbraith Jedwabnik, str 419
Gdzie ta akcja, sensacja, gdzie dowody na to, że ta część serii jest lepsza od poprzedniej? Zajęczałam w duchu przy napoczynaniu kolejnego tomu przygód detektywa Strike’a, którego pierwszych sto tron wlokło się smętnie. Doszło do tego, że zaczęłam zwracać uwagę na styl. I zastanawiać się, czy wyłuskane przez mnie perełki, takie jak na przykład pełna znaczenia refleksja „ Czy Astis był w stanie zrozumieć umysł, który wyhodował plan zbrodni na cuchnącej glebie wyobraźni samego Quine’a? (ibidem. str 157) zawdzięczają swoją obecność w tekście żyznym połaciom imaginacji autora, czy też tłumacza.
Na mniej więcej sto osiemnastej stronie Strike odnosi kolejną kontuzję swojej okaleczonej nogi, co słusznie odczytałam jako sygnał zbliżającego się strasznego wydarzenia. I tu znowu muszę zrobić mały odskok od akcji. Bo już przy pierwszej części historii Strike’a zwróciłam uwagę na to, że jak poprzedni bohater Rowling, nasz dzielny detektyw odczuwa zwiększone dolegliwości w zabliźnionych ranach, gdy tylko zbliża się do złych ludzi lub miejsc zbrodni. Harrego, jak pamiętamy, napadał ból w bliźnie na czole, Strike’a atakuje rwanie w nodze. Jakby obydwaj panowie byli wyposażeni w detektory zła w miejscach, gdzie niegdyś to zło ich zaatakowało. Trochę to grubymi nićmi szyte. Na dodatek empatyczny czytelnik, którego podczas lektury przygód Harrego prześladowały migreny, w trakcie czytania o Strike’u na bank będzie czuł łupanie w rzepce kolanowej.
Na szczęście przyśpieszające tempo akcji jest w stanie uśmierzyć te czytelnicze dolegliwości. Tym razem zbrodnia jest tyleż pełnowymiarowa, co obrzydliwa. Autorka zdecydowała nawiązać do, klasycznych już w kryminałach, motywów kanibalizmu i trzeba przyznać, że dziwaczna jatka robi wrażenie nie tylko na powstrzymujących mdłości bohaterach. Mnie też się jeść przy niektórych momentach książki odechciało.
Za to czytać chciało mi się cały czas, zwłaszcza, że suspens zaplątuje się wokół wydawców i pisarzy, a taką przynętę, jak wiadomo, zawsze łapnie nałogowy czytelnik. Nie inaczej było ze mną. Na dodatek atmosfery całej opowieści dodaje wspaniały atak zimy, który piętrzy przeszkody w odnalezieniu przestępcy.
Coraz bardziej ekscytująca zagadka, tłum dziwacznych postaci, aura doskonale pasująca do końca listopada, wszystko to sprawiło, że zaczytałam się do tego stopnia, że książkę kończyłam o pierwszej w nocy w poniedziałek. I zamykając ją z żalem pomyślałam, że na kolejną cześć trzeba będzie pewnie długo poczekać.
mowa o: