pisarz radzi: jak nie dać się chłodom

Magalenki

Nadchodzi ta pora. Długich wieczorów, mglistych poranków, zmarzniętych dłoni. Najlepszy przepis jak sobie z tym  poradzić znalazłam u Marcela. Trochę słodyczy, trochę wspomnień, odrobinę ciepłej opiekuńczości. Proust potrafi skomponować to po mistrzowsku, tak, że chce się go naśladować:

cytat

o przeszłości


Tak jest z nasza przeszłością. Starać się ją wywołać to stracony czas., wszystkie wysiłki naszej inteligencji są daremne. Ukryta jest poza jej dziedziną i poza jej zasięgiem, w jakimś materialnym przedmiocie (we wrażeniu, jakie by nam dał ten przedmiot), którego się nie domyślamy. Od przypadku zależy czy ten przedmiot spotkamy”

Marcel Proust W poszukiwaniu straconego czasu T. I, Str 46

 To wszystko zaczęło się po prezentach świątecznych. Wśród których był zamówiony wcześniej film, L’Amour Fou, historia życia Yves Saint Laurent’a, opowiedziana przez Pierre’a Berge, wieloletniego partnera YSL, w przeddzień aukcji ich wspólnej kolekcji dziel sztuki. Starszy Pan siedzi w pięknym pokoju, po którym kręcą się ludzie zdejmujący obrazy ze ścian, rzeźby z postumentów. Pierre opowiada o świecie, który znika w okol niego, wraz z przybywaniem pustych miejsc w przestronnym apartamencie. Historia opowiedziana spokojnie, wręcz chłodno, przy akompaniamencie zdjęć ze wspólnie zamieszkanych miejsc, wspólnie przebytych wyjazdów i wydarzeń, staje się niezwykłą podróżą w przeszłość. Tak piękną, że zachciało mi się przeżyć podobną przygodę po raz kolejny. Tym razem jako środek lokomocji wybrałam nie film, a książkę.

Nie zawiodłam się. Już od pierwszych stron Proust przeniósł mnie do przeszłości, powolnym opisem swojego przebudzenia, tego stanu przed otwarciem oczu, gdy brak nam jeszcze całkowitego rozeznania gdzie się znajdujemy, co zobaczymy, gdy ostatecznie zdecydujemy się rozejrzeć po pokoju, w którym spędziliśmy noc. W ten sposób autor podprowadza czytelnika do jego własnych wspomnień tych poranków, które rozpoczął w obcych miejscach, i w pamięci natychmiast jak duchy, zaczynają się jawić obrazy różnych sypialni, znajdujących się w nich przedmiotów, sposób ich ustawienia i oświetlenia. Z tego jednego przebudzenia Proust wywołuje całe swoje dzieciństwo opowiedziane tak, jakby wyświetlał slajdy. Opowiedziane szczegółowo, rozwlekle do tego stopnia, że długie opisy wpędzają czytającego w stan półuśpienia, z którego jest wybudzany celnym spostrzeżeniem, zabawnym dialogiem lub niezwykłą konkluzją. Nie znaczy to że Proust jest nudny, on jest hipnotyzujący. Jest też mądry i dowcipny. I bardzo dociekliwy w analizowaniu przeżyć i uczuć. W sposób dla nas może nieco staroświecki. To, jak przedstawia miłość Swanna, niejednokrotnie wywoła u współczesnego czytelnika uśmiech i chęć mruknięcia „a kto by teraz miał na to wszystko czas”. Ale właśnie dlatego, że teraz nikt, jego opowieść nabiera niezwykłego uroku.

mowa o:

mowa o: