Stefan nie mógł się zdecydować, czy wolałby mundur galowy czy skierowanie na wczasy siedmiodniowe w Warszawie, które dostają tylko przodownicy o nieposzlakowanej opinii. czy ty sobie, Dziunia, wyobrażasz, swojego Stefka w Warszawie? To by dopiero było reumatycznie!
Joanna Bator Piaskowa Góra, str 39
Mija trzeci dzień bookmas’u i oczywistym się staje, że nie będę w stanie każdego dnia opowiadać o świeżo przeczytanej książce. Dlatego czasem będę musiała opowiedzieć o tych tytułach, których nie przeczytałam. Dzisiaj więc pierwsza część tego nowego cyklu, utworzonego również i ku przestrodze czytających lub szukających pomysłów na książkowe prezenty.
Musze zacząć od książki po której sobie sporo obiecywałam, czyli pierwszej części cyklu o Jadzi Chmurze. Ponieważ zaczęłam od końca, czyli od Chmurdalii i zaciągnęłam się tą lekturą mocno, radośnie i na długo, to szybko podjęłam postanowienie o kupnie i przeczytaniu Piaskowej Góry. Kiedy już książkę miałam na półce, jakoś dziwnie wokół niej krążyłam, ledwo muskając to wzrokiem, to ręką, ale na pełne otwarcie, wczepienie się w tekst, ciągle się nie decydowałam. W końcu powiedziałam sobie basta, czas wrócić do Jadzi, zanim Jadzia i jej przyległości całkiem się z mojej pamięci wyprowadza.
Początek był taki. jak się mniej więcej spodziewałam. Jadzia jako la jeune fille jest apetycznym i lekko tumanowatym stworzonkiem, skłonnym do wzruszeń i naiwności. Szybko więc wpada w ręce niejakiego Stefana, przodownika górniczej pracy. Stefan bierze Jadzię w obroty raz, dwa ,trzy, niestety obejmuje też w posiadanie całą akcję książki. Nadając jej szaleńczy, pijacki rytm. Ale jakoś to tempo bym przeżyła, nie mogłam za to zdzierżyć stefanowej filozofii dobrego życia w epoki wczesnego PRLu.
Trabant, segment i meblościanka, barek z koniakiem i kryształem, powtarza się stefanowa piosnka, i szybko urasta do rangi groteski. Stefan staje się karykaturą wszystkich małych dorobkiewiczów tamtych czasów, kreśloną gruba krechą i z wyraźną pogardą autorki. Robi się nużący, a to jak traktuje go pisarka, sprawia, że zarówno twórca, jak i jego dzieło tracą sympatię czytelnika. Cóż, że dziarskie to i z przytupem, kiedy ma się po kilkudziesięciu stron dość tego pohukiwania, obiecywania, oplatania w kółko radosnych dyrdymałów. W moim przypadku niechęć pojawiła się i rosła tak szybko, że bez żalu porzuciłam książkę po czterdziestu stronach.
mowa o: