najnaje -podsumowanie 2021roku

Idea, żeby brać gorsze, bo nie ma lepszego, nie jest dobra

Miron Białoszewski „Proza stojąca, proza lecąca”, Str 195

Styczeń jak marzec, czyli wiosna wisi w powietrzu, a tu podsumowania poprzedniego roku brak. Wszyscy, ale to wszyscy co chcieli, podsumowali. Co podsumować się dało. Wypadło mi więc zamknąć korowód podsumowań, choć obawiam się, że daremny to trud i próżne opisy będą, bo teraz mamy już podsumowań po kokardę i na sam dźwięk słowa „podsumowanie” rzucamy się do wyjścia.  

Trudno i tak opowiem co mi się podobało, a co nie podobało w zeszłym roku, nawet jeśli nikt oprócz mnie nie będzie chciał tego wysłuchać. Uparłam się utrzymać tradycję i już. A jak o uporze mowa, to bardzo dużą jego ilość zużyłam w zeszłym roku na czytanie jednej książki: Zakłamanego życia dorosłych Ferrante. Cóż to był za męka czytelnicza! Sama teraz nie wierzę, że się nie poddałam  i dotrwałam do końca. Wyjaśnieniem takiego stanu rzeczy po części jest fakt, że intrygę i jej podłoże psychologiczne uznałam za całkiem, całkiem. Ale styl w jakim książkę napisano przyprawił mnie o dreszcze grozy.

Na szczęście więcej tak kiepskich lektur w zeszłym roku nie miałam. Za to udało mi się bawić dobrze przy czytaniu takich rzeczy, jak Sprzedawczyk Paula Beatty czy Grandhotel Jaroslava Rudisa.

Do prozy polskiej, nowej, podeszłam nad wyraz ostrożnie, i z książek wydanych w tamtym roku przeczytałam tylko pełne gorzkich żali Cukry Doroty Kotas i zadziwiająco surrealistyczną opowieść o remontach czyli Furtkę przy dozorcy Waldemara Bawołka. Ale najlepszą książką polskojęzyczną i tak okazała się Proza Stojąca Proza lecąca Białoszewskiego.

Jeśli chodzi o prozę obcojęzyczną, to znów pociągnęło mnie w stronę autorów piszących po angielsku. Intelektualizowałam się przy esejach Atwood, oblizywałam się ze smakiem (literackim rzecz jasna) przy Targowisku Próżności, i otwierałam szeroko oczy przy Opowiadaniach Moshfegh. Z zachwytu. Bo właśnie Tęsknotę za Innym Światem uznaję za najlepszą książkę niepolskojęzyczną zeszłego roku. Z radością przeczytałam Przypadki niefortunnego saksofonisty tenorowego  Skvoreckiego i odkryłam Nahacza. Natomiast mojego entuzjazmu nie wywołała proza Tove Ditlevsen i do dziś nie jestem w stanie pojąć popularności jej książki . Co znowu motywuje mnie do kierowania się w wyborze lektur nie powszechnie głoszonymi pochwałami, a własną intuicją i radami Czytających Znajomych.

mowa o:

stare jak nienowe, podsumowanie 2021 roku cz. 1

Nieprawdą jest, że każda praca zasługuje na uznanie.

Fran Lebowitz „Nie w humorze”, str 18

Niebywałe, zdążyłam już rozebrać choinkę, a podsumowania roku ciągle brak! Wcześniej było odwrotnie, w czasach, gdy książkom przyniesionym do domu nie trzeba było urządzać kwarantanny. Co ma piernik do wiatraka, ktoś spyta? I będzie miał rację, bo moje spowolnienie jest tylko moje, a osobista ospałość i niechęć do wszelkiego wysiłku są rzeczywistym powodem opóźnienia. Książki na parapecie nie mają z tym nic wspólnego. Bo one czekają na czytanie, gdy te przeczytane, lub niedoczytane, mogę już przejrzeć w pamięci oraz w realu. Zwłaszcza, że nie ma ich za dużo, bo czytanie na akord to nie moja bajka, a jak się biorę za tekst, to lubię sobie każde jego zdanie dokładnie poobracać w głowie. Czasem z tych obrotów wynika niechęć do dalszej lektury. Taki stan rzeczy w tym roku wywołały u mnie przede wszystkim rewelacje sprzed lat, wydane u nas jako aktualne sensacje. Nie pytajcie jak to się stało, że dałam się namówić na sięgniecie po tak mocno odgrzewane kotlety jak stare felietony Fran Leibowitz, czy paplanina Babitz. Jak widać reklama działa nawet na mnie.

Fran Lebowitz była mi znana z netflixowego hitu Pretend it’s a city,. Ale już w trakcie oglądania jej barwnych opowieści miałam wrażenie, że są one raczej dla mieszkańców NYC niż obywatelek i obywateli kolejnej RP. Jednak Fran mnie rozbawiła, więc postanowiłam poczytać jej pierwszą książkę wydaną u nas. Zwłaszcza że miało być cynicznie, zgryźliwe i wrednie, czyli tak jak lubię. Cóż może było, ale czterdzieści lat temu. Teraz te teksty bardziej nudzą niż oburzają czy śmieszą. Dotyczą spraw dawno minionych, wydarzeń nie obchodzących nas już w żaden sposób. Przy próbie ich czytania ziewałam, zastanawiając się nie czy Fran ma rację, ale skąd wziął się pomysł na wydanie jej najstarszych artykułów? Jedynym uzasadnieniem wydawała mi się wyprzedaż w  spektakularnym amerykańskim stylu, jak dwa w cenie jednego czy dodanie do zakupu kuponu dla Naczelnego i  członków załogi wydawnictwa na  pobyt w hotelu  przy Fifth Avenue.

Drugą porzuconą przeze mnie w roku 2021 Amerykanką była niegdyś słynna IT Girl, czyli Eve Babitz, hollywoodzka lanserka sprzed lat. Tutaj pobiłam swój rekord w rezygnacji z czytania nowej książki, bo rzuciłam w kąt opowieści Babitz po mniej niż dziesięciu stronach. Może gdybym czytała codziennie Pudelka, jego amerykańska wersja sprzed pół wieku zainteresowałaby mnie bardziej. Niestety opowieści Eve okazały się tak infantylne i pozbawione nie tylko inteligencji ale i uroku, że odechciało mi się ich w ekspresowym tempie.

mowa o:

Pocieszajki

„ w krąg coraz mroczniej, więc ja bym raczej spis lektur pogodnych i do śmichu poprosił”, taki komentarz niedawno otrzymałam od Bazyla, jednego z najwierniejszych czytelników. Najpierw zaczęłam się wykręcać, że już mi się takie wpisy zdarzyły, że teraz w czym innym tkwię czytelniczo i jakoś mi z tematem książek zabawnych nie po drodze.

Wyznam szczerze, sprawą lektur niepoważnych nie chciałam się zająć i dlatego, że od dawien dawna pokutuje u nas przekonanie, że książki pobudzające do śmiechu to książki gorsze. Literatura ma być seriozna, prawdziwe dzieło pisarskie ma sprawiać cierpienie, albo o cierpieniu mówić. Inaczej żaden krytyk książki dobrze nie potraktuje, żadne jury do nagrody nie wybierze i wręcz wstyd się przyznać, że człowiek śmieszne historie czasem czyta. I to z błyskiem w oku i w radosnym zapale.

Ale jak zauważyłam w sieci wpisy, gdzie ludzie mówią, jak chcą z rozpaczy się zaczytać na śmierć, choćby historią Rosji, albo pytają o sposoby na radzenie sobie z rzeczywistością, to zmieniłam zdanie. Stwierdziłam, że faktycznie najlepszym aktem obrony przed teraźniejszością będzie chowanie się pod kocem z miłą książką. Z jaką? Ha, no właśnie. Już niosę  pomoc w poszukiwaniu lektur na przetrwanie tego trudnego czasu.

Na początek, dla tych, co całkiem nie chcą uciec od polityki, ale chętnie poczytają kpiny na jej temat, dobrym wyborem może okazać się ostatnia książka Głowackiego, albo dzienniki Vargi czy fantazje Pankowskiego. Może ze śmiechu się przy nich nie popłaczecie, ale na pewno nie raz i nie dwa autorom przyznacie rację.

Jeśli jednak chcecie uciec od świata jak najdalej, a w Dolinie Muminków bywacie zbyt często i trochę się wam znudziła, to zajrzyjcie do Camoni w towarzystwie Smoka lub Niebieskiego Misia. Zerknijcie do państewka Króla Grudnia. Wskoczcie w mamidła Budowniczego Ruin. Pozwiedzajcie sny Pana B. Połaźcie po zamku z Ostatnią Arystokratką. Spróbujcie zapukać do Lichotki. Posnujcie się po Grandhotelu. Wypijcie herbatkę z Marian w jednym z domków w kształcie grzyba.

Możecie próbować zapomnieć o codzienności podróżując (wirtualnie) po krajach rzeczywistych. W tej opcji szczególnie polecam wyprawy na Korfu w towarzystwie Geralda Durrella lub podróże w asyście Agaty Christie. Ta ostatnia potrafi polepszyć humor i pogodnym kryminałem (wiem, to brzmi dziwnie, ale Agacie się coś takiego stworzyć udało), takim jak Człowiek w brązowym garniturze albo 4.50 z Paddington.

Jeśli chcecie sie wyprawić na inny kontynent, to szczególnie polecam Amerykę Sprzedawczyka Beattiego oraz Izrael z Opowiadań Kereta.

Jeśli macie ochotę na spotkanie zabawnego bohatera, może Wam się spodobać Pnin Nabkova, albo Jim Szczęściarz Kinglseya Amisa. Sympatyczne i na dodatek rzeczywiste postacie znajdziecie na stronach książek Andrusa O Marii Czubaszek, oraz w biografiach Jane Austen, Kazimiery Iłłakowiczówny, Lucyny Ćwierciakiewiczowej Warto tez zajrzeć do literackiego światka międzywojnia w asyście  Magdaleny Samozwaniec

Błogie chwile często zapewnia książka o czasach nie tak odległych, opisująca miłe czasy dzieciństwa. Takich przyjemności dostarczy Wam na pewno Hania Bania Hanny Bakuły, czy wspomnienia Tomasza Lema o tym, jak go sławny ojciec wychowywał. Dla wielbicieli perelowskiej egzotyki na pewno frajdą będzie czytanie Ekscentryków Włodzimierza Kowalewskiego czy rzeczy Miry Michałwskiej vel Zientarowej. Świetnie też sie zwiedza PRL pod przewodem Agnieszki Osieckiej Taka Galeria Potworów nieraz powodowała, że mój spuszczony na kwintę nos zaczynał drżeć od śmiechu. Czego i Wam, moje drogie czytelniczki i drodzy czytelnicy serdecznie życzę.

mowa o:

Lachy i strachy

Byliśmy szczęśliwi z twarzami w cieniu, wycofani. Byliśmy spokojni. Nie trzeba było zaczynać. To niezbyt dobry pomysł – ten świat.

Olga Tokarczuk „Anna In w grobowcach świata”, str 81

Równo dziesięć lat temu narzekałam mocno, na brak możliwości celebrowania Halloween przy pomocy rodzimych lektur. Od tego czasu zmieniło się sporo, a może i wszystko. Po pierwsze rzeczywistość w jakiej żyjemy sprawia, ze mam uczucie jakby Halloween obchodzono na co dzień.  Upiornie jest, coraz mocniej.

Po drugie, czy to z braków na naszym rynku wydawniczym, czy to dzięki podobnym do moich odczuć krajowych autorek i autorów, jakoś brak strasznych książek zaczęto szybko uzupełniać. I dziś jest ich pokaźna lista, więc mogę to i owo do czytania z przerażeniem zasugerować. Jako pierwsza lekturę idealną na ten czas chcę polecić  Ale z Naszymi umarłymi Dehnela. Duchy przeszłości, upiory nienawiści i ojczyźniane zombie robią w tej książce bal, dorównujący uciechom z mojego ulubionego filmu pt Nieustraszeni łowcy wampirów.

Jeśli towarzystwo rozkładających się ciał i narodowych oszołomów nie przypadnie wam do gustu, możecie bać się przyjemniej przy czytaniu jednego z Jackowych kryminałów o Pani Szczupaczyńskiej. W tajemnicy domu Szelców zacna matrona zabierze was na cmentarz, a w Seansie w Domu Egipskim zafunduje wam miejsce przy wirującym stoliku.

Jeśli ktoś historycznych klimatów nie lubi, może zawsze sięgnąć po cos pióra Kańtoch. Kto chce nie tylko drżeć ze strachu, ale także trząść się ze śmiechu, może popróbować wyrobów Marty Kisiel. Moim ulubionym tytułem tej autorki jest Dożywocie. Choć humor książki nie całkiem jest w moim typie, to czytało mi się ją z rosnącą pogodą ducha.

Przy poszukiwaniach przerażających książek na Halloween warto pamiętać o dziełach naszej noblistki. Anna In w Grobowcach świata jest przypowieścią o wyprawie do Krainy Zmarłych. Prowadź swój pług przez kości umarłych to pełnokrwisty kryminał, co stylem narracji i opisami zbrodni idealnie  wpasowuje się w czas mroku i przerażenia. Z półki z polskimi kryminałami, gdzie mocno straszy, warto też zdjąć Zbrodniarza i dziewczynę Michaśki.

Kto zamiast czytać historie z dreszczykiem woli zabawę w literackie wywoływanie duchów, ten chętnie sięgnie do wspomnień i dzienników. W ramach akcji spotkań z bohaterami co przeszli do zaświatów, warto sięgnąć po Tajny Dziennik Mirona Białoszewskiego, gawędy z Marią Janion, opowieści Tadeusza Konwickiego czy biografię Kazimiery Iłłakowiczówny.  Choć najodpowiedniejszym chyba towarzyszem na dni należące do ciemności jest Tomek Beksiński, wielbiciel grozy, mieszkaniec krypty, człowiek mroczny i pełen smutku.

mowa o:

Na co czekam, o czym myślę

Miałam oznajmić, że w tym roku nie czytam polskich debiutów, ale puknęłam się w czoło. Bo pomyślałam sobie, że sama zawsze z niesmakiem i niedowierzaniem obserwuję  czytelnicze wygibasy tych, co trzymają się sztywnych zasad przy doborze książek. Mówię o tych wszystkich, co oznajmiają kategorycznie, że nie czytają mężczyzn, nie czytają kobiet, nie czytają gojów, nie czytają katolików, nie czytają niewierzących, nie czytają heteryków, nie czytają lgiebetów, nie czytają fików, nie czytają nowości. Albo czytają tylko judaica, Czechów, reportaże, kryminały, horrory, romanse, science fiction i tak dalej. Moim zdaniem takie zamykanie się w jednym typie książek przeczy idei czytelnictwa. Może hasło czytanie poszerza horyzonty jest wyświechtane, ale dla osoby lubiącej książki powinno być oczywiste nie tylko jako teoria, ale i chętnie stosowana praktyka.

Powiem więcej, ci wszyscy czytelnicy-ekstremiści, co z uporem trzymają się tylko jednego rodzaju książek w swoich lekturowych wyborach, wydają mi się ograniczeni i niebezpieczni. Mam wrażenie, że gdyby im przyszło zarządzać naszym wydawniczym światkiem, to mielibyśmy na półkach księgarń tylko i wyłącznie tytuły z ich ulubionego gatunku, a reszta krążyłaby w drugim obiegu albo zostałaby wręcz zmielona na makulaturę. Jeśli odpuściliby palenie książek na stosach,  to z przyczyn ekologicznych, a nie ideologicznych.

Dlatego, mimo zniechęcenia do tzw młodej literatury polskiej, spowodowanego u mnie przeglądaniem głośnego ostatnio debiutu pod tytułem Projekt, podczytywaniem coraz bardziej chwalonych Bezmatek, czy zerkaniem w zajawki kolejnego  literackiego objawienia, tym razem pod postacią nowohuckiego Bestiariusza, z czytania polskich debiutów nie zrezygnuję. Będę po prostu bardziej ostrożna wybierając je na własną półkę z nowościami. Mimo, że może się na tej półce zrobić ciasno, bo przeglądnęłam wydawnicze zapowiedzi i to i owo chciałabym na niej umieścić.

Co konkretnie, zapytacie? A nawet jeśli nie, to i tak Wam powiem, ze bardzo czekam na nowy kryminał Michała Witkowskiego pod tytułem Tango i nową książkę Doroty Kotas pod tytułem Cukry. Te dwie rzeczy maja się pokazać już na wiosnę. Poza tym chętnie bym przejrzała zapowiadane przez Karakter Eseje Margaret Atwood O pisaniu, dystopię  Petry Hulovej, czekającą na wydanie przez Aferę i Opowiadania Ottessy Moshfegh Tęsknota za innym światem przygotowywane przez Pauzę. Ciekawi mnie też zapowiedz biografii Kamalli Harris, Pism estetycznych Joyce,aCyrk Polski czy reportaż Murakamiego zapowiadane przez Czarne. Iskry mają wydać biografie Leśmiana i Dołęgi Mostowicza, A Prószyński prawie biografię Sylwii Plath i opowieść o Marii Czubaszek. Już za chwilę pojawi się w księgarniach nowa powieść Macieja Płazy zamykająca serię Archipelagi wydawnictwa WAB, a wydawnictwo Cyranka otworzy nowa serię klasyczek literackich pierwszym polskim wydaniem Dryfując do Betlejem Joan Didion. Agora wznowi „Listy na wyczerpanym Papierze” Osieckiej i Przybory, a PIW Głos Góry Kawakabaty.

Będzie więc czym wypełniać regały. Zwłaszcza, że pewnie i tak nie zdołałam znaleźć wszystkich zapowiedzi wartych uwagi. Co mi umknęło, czego nie wyszukałam, o czym zapomniałam, czego nie zauważyłam?
Jak myślicie?

Bardzo liczę na Wasze podpowiedzi!

cytat w nagłówku z :

Prawie pod choinkę czyli grudniowy nibyprezentownik

Pisze się książki dla siebie – wydaje się dla ludzi. Jedynym sposobem uwolnienia się z tej pułapki jest całkowite zaprzestanie pisania i nadzieja, że wszyscy czytelnicy zapomną o naszym istnieniu.

Varga „Dziennik hipopotama” str 216

Co za wyjątkowy rok! Wszystkie książki jakie kupiłam mogę zatrzymać dla siebie, bo jak wiadomo świętowania zakazano. Odpadają więc celebracje opłatka, barszczu i podchoinkowych prezentów. Jednak mam taki odruch, że się przyglądam swoim zakupom i myślę sobie, że jakby tak się pozmieniało, to co by tu komu ofiarować. I:

Dochodzę do wniosku, że To jest wojna Suchanow nadałaby się dla każdej kuzynki albo ciotki, bo to jest rzecz tak bardzo na czasie, że nie liczy się jak jest napisana, ale o czym. A jest o wszystkim ważnym dla współczesnej kobiety.

Nowy Czubaj byłby w sam raz dla Wuja dobrze znającego Heinza, nowa biografia Szymborskiej dla każdego kto, co przyznanie Wisławie  Nobla czule chowa w pamięci. Jak o czułości mowa, to eseje Tokarczuk bym zapakowała dla krewnej planującej doktorat lub mającej do rozmyślań nad doktoratem zamiłowanie. Jakbym miała w rodzinie wędkarza to bym mu fundneła historię życia Filipowicza. Komuś kto życzy sobie, by książka go rozweseliła, sprowadziłabym pod choinkę Usterkę Kereta. Dla młodej kontestatorki miałabym Pustostany Doroty Kotas, dla wielbicielki Ameryki opowiadania Bishop, dla płaczącej za wczasami w Bułgarii Złote Piachy Siedleckiej.

Rozpolitykowanemu malkontentowi w wieku dojrzałym podarowałabym dziennik Vargi, niespełnionemu artyście, co uprawia gorzkie żale nad brakiem kariery, zaproponowałabym Mróz Bernharda albo Przegranego. Miłośnikowi politycznych utopii dałabym najnowszego Bineta, a zblazowanej trzydziestolatce Mój rok relaksu i odpoczynku Ottessy  M. Temu, co marzy o dawnym świecie, choć niby na ten nie narzeka, ale wzrok ma lekko zamglony w wyniku ciągłych prób ucieczki od rzeczywistości w lektury, dałabym paczkę z najnowszą prozą Kosztolaynego. 

Tak by to było. Ale nie jest. Większość książek, tych co tu widzicie i tych, co jeszcze są do mnie w drodze, mogę zachować dla siebie, ciesząc się z bogactwa lektur i rozpiętości wyobraźni, co mi pozwala znaleźć w sobie poetyczną ciotkę, wojującą feministkę, i wąsatego wuja, co pyka fajeczkę mocząc wędkę w stawie.

Jesień w książkach, cześć druga. Literackie przysypianie

Literatura, podobnie jak marzenia senne, ukazuje barwność i złożoność naszego życia: pełno w niej osób, twarzy i przedmiotów, które wydają się nam znajome. Kiedy czytamy powieść, niezwykłość przedstawionego w niej świata pochłania nas czasem tak mocno, ze-niczym we snie-zapominamy gdzie jesteśmy.

Orhan Pamuk „Pisarz naiwny i sentymentalny”, str 9

Jak się cieszę z tych wniosków Noblisty! Jak dobrze, że możemy mieć coś, co nam uzupełni niedostatek marzeń sennych! Zwłaszcza teraz, gdy czasy takie, że najlepiej byłoby je przespać i obudzić się gdzieś na początku lata. W poprzednim wpisie twierdziłam, że nic tak nie sprzyja rozmemłaniu jak jesień. Naturalną konsekwencją rozmemłanie jest rozespanie, a może nawet jego główną częścią? Czasem jednak musimy się budzić. Co więcej, im dłużej się memłamy, tym mocniej grozi nam bezsenność lub przespanie. Co wtedy? Ano właśnie to, o czym mówi Pamuk. Wtedy zostaje nam literatura. Dlatego dziś sporządzam tu mały zestaw książek mogących swoja treścią zastąpić najbarwniejsze sny.

Zacznijmy od encyklopedii, gdzie znajdziemy katalog zmyślonych, nieistniejących światów. Tutaj możemy sobie dowoli przebywania w nich  popróbować, by  wybrać te, co odpowiadają nam najbardziej i w których chcielibyśmy zostać jeśli nie na stałe, to na dłużej.

Jednym ze światów wartych wielokrotnych odwiedzin jest dla mnie Camonia, fantastyczna kraina zamieszkała głównie przez nieludzkie stworzenia. Przewodnikiem po niej jest Smok i pisarza w jednym, Hidegunst Rzeźbiarz Mitów. Aby do Camonii  dotrzeć należy zaopatrzyć się w Miasto Śniących Książek  Moersa. Bramą do Camonii, czasem zwaną Zamonią, może stać się też tom zatytułowany 13/1/2 życia kapitana Niebieskiego Misia. Odważni mogą zaryzykować zwiedzanie Sledwai, najmocniej nawiedzanego przez choroby miasta Camonii. Tu biletem wstępu będzie tytuł Kot Alchemika, a rolę gospodarza będzie pełnił Krotek zwany Echo.

Jeśli chcecie poprzebywać wyłącznie wśród ludzi, ale nie na naszej planecie, albo przynajmniej nie w naszych czasach, sięgnijcie po Lema opowieści o Pilocie Pirxie albo Dzienniki gwiazdowe. Zaręczam, że zwiedzanie kosmosu z Pilotem P. jest relaksującym i nienudnym zajęciem.

Gdybyście jednak chcieli trzymać się bliżej ziemi, to dajcie się zaprowadzić Nabokovowi w czar opowieści o świecie Ady i Vana, szalonej i erotycznej jak najlepsze sny.  

Jeśli prócz szaleństwa pragnęlibyście trochę egzotyki, to proponuję zaaplikowanie sobie prozy japońskiej. Tam będziecie wędrować od jednej onirycznej wizji do drugiej, oddalając się od jawy w zadziewającym tempie.

A jakbyście chcieli jednak trzymać się cywilizacji europejskiej, to zawsze możecie zajrzeć do „Snów” Beniamina  Waltera lub „Budowniczego ruin” Herberta Rosendorfera. Szybko odkryjecie, że ich europejskość nie oznacza zwyczajności.

A może chcielibyście coś do tej listy dodać?

Jesień w książkach, część pierwsza. Literackie borsuczenie

Kiedy się obudziłem, na zegarze z kukułką była ósma wieczorem, ciemna noc

Michał Witkowski „Drwal”, str 49

Od czego zacząć opowiadanie o książkach idealnych na obecna porę roku? o lekturach na jesień? Najprościej byłoby od Muminków, ale mnie łatwizna nie kusi, a poza tym Dolina Muminków w Listopadzie przydać się może w przyszłym miesiącu i szkoda jej zużywać w październiku. Żeby ułatwić sobie jakoś zadanie postanowiłam podzielić zestaw książek na jesień na kategorie i poumieszczać je w osobnych notkach.

Pierwsza będzie dotyczyć rozmemłania albo, jak pięknie to ujął jeden nasz pisarz rodzimy i ostatnio niedoceniany, borsuczenia. Tu naturalnym i oczywistym wyborem jest Drwal. Jak tylko nad mój blok nasunęły pierwsze jesienne chmury, wzięłam tego niby kryminalnego Witkowskiego i zaczęłam czytać od nowa. Wszystkie te fragmenty, gdzie zasadniczo nic się nie dzieje. Cudowne opisy zagraconego domostwa drwala, zapyziałych Międzyzdrojów, włażenia w bety o piętnastej i wyłażenia z nich w południe . Mnóstwo inspiracji w zakresie rozmemłania tam znajdziecie.

Jak chcielibyście więcej, sięgnijcie po rzeczy napisane przez Ottessę Moshfegh. Byłam Eilleen dostarcza sugestywnych opisów bajzlu i smętnego zaniedbania, niedawno wydany Mój rok relaksu i odpoczynku zawiera sporo opowieści o usypianiu, zasypianiu, przesypianiu i tym co pomiędzy jednym, a drugim zamknięciem powiek można robić. Część z tych rzeczy nie dacie rady wykonać, bo  nie mieszkacie jak protagonistka w NYC i nie macie pod nosem galerii sztuki, całodobowych sklepików prowadzonych przez Egipcjan czy tajskiej restauracji. Ale oglądanie w kółko starych amerykańskich filmów na pewno jakoś ogarniecie.

A jak nie, jak potrzebujecie czegoś z rodzimego podwórka, to możecie sięgnąć po niedawno wydaną książkę Doroty Kotas. Ostrzegam, że nie wszystkie teksty w niej zwarte hołdują ideologii barłożenia. Tu jest bohaterka polska, niezamożna i w związku z tym zmuszana czasem do wykonania czynności zapewniających jej utrzymanie się przy życiu.  Jednak przy pewnym samozaparciu i wyostrzeniu czytelniczego zmysłu, uda Wam się wyłuskać z lektury to, co dla miłośników rozmemłania najcenniejsze. A ponieważ jestem miła i uczynna, z miejsca Wam podpowiem, jak to zrobić. Odpuścicie sobie opisy handlu ciuchami, bazarku na Grochowie czy pracy w kiosku lub kawiarni. Weźcie się od razu za czytanie rozdziału numer cztery, bo tam bohaterka przez prawie dziesięć stron nie wychodzi ze swojego pokoju i zajmuje się gromadzeniem ciepła pod kołdrą i nasłuchiwaniem szumu wody utlenionej, wypełniającej jej ucho. I to jest dobre i w to warto się wczytać w jesienne wieczory i poranki, gdy nie chce Wam się nic. Nawet spać.

mowa o:

Ideologia Singla – założenia i praktyka

Stało się! Wyszło szydło z worka! Kolejna ideologia na światło dzienne! Czas bym i ja wyszła z szafy, kamingautowała się wreszcie, po latach nieudolnego kamuflażu przy użyciu skarpet, książek i herbat. Otóż, Uwaga! Mówię! Wyznaję! Przyznaję się! Jestem…. SINGLEM! Tak, wiem, czas rzucić we mnie kamieniem, zaprowadzić na stos łatwopalny, bo z kart ksiąg niezacnych ułożony. Ale zaraz, zaraziuńko, pozwolę ze sobą to wszystko zrobić. Tylko dajcie mi z ust gniewnych wyjaśnienia wyględzić.

Ci, w przykładnych parach żyjący, a być  może i niańczący dzieci większe, duże lub oseski, nie do końca wiedzą pewnie, czym jest owa groźna, ale wreszcie nazwana po imieniu, Ideologia Singla. Radzę więc, by dla ochrony, nim zaczną czytać dalej, jedną dłonią chwycili się za ręce z partnerami stałymi, a  drugą zasłonili dziecku uszy, a jak już umie czytać , to i oczy, wzięli oddech głęboki, i się z moją opowieścią zapoznali.

Otóż ja jako singiel żyję tak, że budzę się rano, albo i w południe, w łóżku większym niż jednoosobowe.  Moje łoże jest okazałe i wieloksiążkowe. Gdy otwieram oczy, znużona snem, co ze względu na erotyczną rozmaitość jest nie do streszczenia, przy każdym boku mam mężczyznę. Obecnie jest to Singiel i Elgiebet Michał W. po stronie  lewej, Erotoman Praktykujący  Janusz G. po prawej. Nieco niżej, no powiedzmy, że między …yyy kolanami, mam Lesbę Nagradzaną czyli Dorotę K.

Kiedy wreszcie udaje mi się okiełznać moją bezpłodną miłość do literatury, wstaję i idę do lustra. Tam długo i namiętnie witam się ze swoim odbiciem. Potem w łazience napuszczam mnóstwo wody do wanny i zanurzam się po szyję w pianie i plusku sztucznych fal (wywołanych poruszaniem piętą), by skutecznie  się zmienić w samotną wyspę. Jak już czuję, że nasiąkłam izolacją  po czubek mojego bezpłciowego nosa, sięgam po ręcznik, potem po klapki i człapię do szafy. I tu mam dylemat wielki, bo jakiego koloru bym nie ubrała, to mieści się w spektrum tęczy i może wywołać mylne wrażenie, co grozi wyklęciem z innego niż singlizm powodu. Dopiero po dłuższych rozważaniach dochodzę do wniosku, że szary będzie najodpowiedniejszy. Jeszcze przez żadną ideologię nie wzięty, więc ta moja, świeżutka jak dopiero co wylazły z jaja pisklak, może się w szarości przybrać i próbować kolejnego kamuflażu, co ma chronić przed rozdziobaniem.

Bura i nijaka, prowadzę do końca dnia życie niemałżeńskie i pozbawione pełni. Na dodatek, to też wyznam, jak już tak wszystko mówię tutaj szczerze, zajmuję się głównie czytaniem książek Ideologię Singla zdających się szerzyć i celebrować. Jak nie wierzycie, to sami sprawdźcie o czym są:  

Anita Brookner „Prywatne doznania” 

Anita Brookner „Hotel du Lac” 

Anita Brookner „Opatrznosc”

Antal Szerb „Podróżny i światło ksieżyca” 

Banana Yoshimoto Tsugumi 

Bruce Chatwin Utz 

Christopher Isherwood „samotnośc” 

Despentes Vernon Subutex 

Dezso Kosztolanyi Ptaszyna

Dominika Słowik Zimowla 

Donna Tartt Szczygieł 

Elizabeth Bowen Dziewczynki 

Evelyn Waugh „Powrót Do Brideshead” 

Fynf und Cfancyś 

Hallgrimur Halgason „Kobieta w 1000 C” 

Hiromi Kawakami „Sensei i miłość” 

Ivy Compton-Burnett Więcej Pań niż panów 

Jane Bowles „Dwie poważne damy”

Jeffrey Eugemides Samobójczynie 

Jeffrey Eugenides Middlesex 

Jerzy Pilch Zuza albo czas oddalenia 

John Fante Pył 

Joseph Roth Hotel Savoy 

Kaja Malanowska Imigracje

Kaja Malanowska Patrz na mnie Klaro

Kingsley Amis Gruby Anglik 

Kingsley Amis Jim Szczęściarz 

Klas Ostergren Gentlemani 

Laurent Graff „szczęśliwe dni” 

Magda Szabo „Zamknięte drzwi” 

Marcel Proust ” W cieniu zakwitających dziewcząt” 

Marcel Proust „W poszukiwaniu straconego czasu” t. 5 .Uwięziona 

Marcel Proust „W stronę Guermantes” 

Marcel Proust Sodoma i Gomora 

Marcel Proust W poszukiwaniu Straconego Czasu tom 7 Czas Odnaleziony 

Marcel Proust W poszukiwaniu straconego czasu.T.6 Nie ma Albertyny 

Margaret Atwood Pani Wyrocznia 

Margaret Forster „Podróże Maudie Tipstaff”

Margaret Foster Zacisze pana Bone 

Michal Witkowski Barbara Radziwiłłówna z Jaworzna-Szczakowej 

Michał Witkowski Drwal 

Michał Witkowski Wymazane 

Miron Białoszewski „Chamowo”

Muriel Spark Pełnia życia Panny Brodie

Olga Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych 

Ottessa Moshfegh Byłam Eileen 

PabloTusset Najlepsze co może się przydarzyć rogalikowi 

Pascal Mercier „Nocny pociąg do Lizbony” 

Patrick Modiano Przejechał cyrk 

Patrick Modiano Ulica ciemnych sklepików

Penelope Fitzgerald „The Bookshop” 

Philip Larkin Zimowe Królestwo 

Pnin Vladimir Nabokov 

Roberto Bolano Amulet 

Sackville-West V.M. Wygasłe namiętności 

Sylvia Palth Szklany Klosz 

Sylwia Siedlecka Fosa 

Thomas Bernhard Bratanek Wittgensteina 

Thomas Bernhard Przegrany 

Thomas Bernhard Wycinka 

Tove jansson True Deceiver 

Vicki Baum Ludzie w Hotelu 

Beksińscy

Człowiek Miron 

Greta Garbo 

Jane Austen 

Joanna Kuciel-Frydryszak Iłła. Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie 

P.L.Travers 

Pannonica Rothschild 

Agnieszka Taborska Niedokończone życie Phoebe Hicks 

Angela Carter ‚Wieczory Cyrkowe” 

Anne Rice Wywiad z wampirem 

Axel Hacke Maleńki Król Grudzień 

Felisberto Hernandez „Ciemna jadalnia, balkon i inne niezwykłe opowieści” 

Herbert Rosendorfer Budowniczy Ruin 

Hiromi Kawakami Manazuru 

Hiromi Kawakami Nadepnelam na weża 

Joanna Bator Chmurdalia 

Matei Visniec Sprzedawca początków powieści 

Noemi Szeesi Ugrofińska wampirzyca

Olga Tokarczuk Anna In w Grobowcach Swiata 

Philippe Soupault „Ostatnie noce paryskie” 

Raymond Queneau Zazi w metrze 

Roland Topor Bal na ugorze 

Roland Topor Księżniczka Angina 

Roland Topor Pamietnik starego pierdoły

Walter Moers „Kot Alchemika” 

Walter Moers Labirynt Śniących Książek 

Yoko Tawada „Fruwajaca dusza” 

Lore Segal „Lucinella”

Barbara Klicka Zdrój

Sayaka Murata Store Woman