Aby zrozumieć czym jest saudade, nic lepszego zatem, jak doświadczyć jej bezpośrednio.
Najwłaściwsza chwila jest oczywiście zachód słońca, kanoniczna pora saudade, ale nadają się także niektóre wieczory pełne atlantyckiej mgły, kiedy nad miastem rozpościera się zasłona i zapalają się latarnie.
Stojąc tam samotnie i patrząc na panoramę rozciągającą się przed wami, odczujecie może pewien rodzaj wzruszenia.
Wasza wyobraźnia, zakłócając bieg czasu, nasunie wam myśl, że kiedy wrócicie już do domu i do swoich przyzwyczajeń, ogarnie was tęsknota za uprzywilejowana chwilą w waszym życiu, kiedy staliście na przepięknej , pustej lizbońskiej uliczce i spoglądaliście na wzruszającą panoramę.
I o to chodzi: ogrania was tęsknota za chwila, która staje się właśnie waszym udziałem.
To jest nostalgia za przyszłością. Doświadczyliście osobiście saudade.
Antonio Tabucchi, „Podróże i inne podróże”, str 140
Ględoła, męczybuła i chwalipieta. Bufon narcystyczny, euforyczny koneser, snob i maruda. Wszyscy tkwią w owym autorze, którego zdolność wyprowadzania z równowagi i zanudzania czytelnika osiąga nadzwyczajne stadium symbiozy.
Wkurzał mnie, ten goguś paniczykowaty, co to w wieku dziecięcym przedeptał Florencję wzdłuż i wszerz, zapoznając wszelkie jej arcydzieła i wyroby sztuki znakomitszej. Ten wyrafinowany obieżyświat, co nie, nie, nie postawi nóżki ni leżaczka wśród anglosaskich zadów roztytych i żwawych niemieckich odyńców. Ach, pfe, on się zwykłych hoteli brzydzi, jeśli u obcych ma mieszkać, to niech to będzie pałacyk wśród samotnych wzgórz. Lub choćby stara willa przekształcona w pensjonat przez neoklasyczne damy.
Naprawdę, czytając to wszystko przy blasku hotelowej lampki, nie jeden raz miałam ochotę walnąć książkę o ścianę i tam, w rogu upadłą, pozostawić. Jednak czytanie kontynuowałam. I nawet autorowi niejedno wybaczyłam. A to dzięki temu, co o Lizbonie i Portugalii napisał, kraju, który musiał być mu niezwykle bliski. Tabucchi wybrał go sobie przecież na drugą ojczyznę. Powodem było na pewno wielkie w nim rozmiłowanie. Cóż wiec, niech się elokwencją popisuje, wali eposem, pompatycznym tekstem zagęszcza ostatnie strony. Za to jak mi Antonio Portugalię wytłumaczył, jestem skłonna na resztę przymknąć oko.
mowa o: