obłok w spódnicy

zamek 2

Gdy spotykała pod Babelem znajome z wnukami tak bardzo przypominającymi swoich rodziców, których pamiętała jako dzieci chodzące z Dominiką do szkoły, Jadzia czuła mieszaninę zazdrości i niechęci, bo wprawdzie straciła szansę na ten zwykły i znany los, ale już poczuła smak czegoś innego.

 Joanna Bator „Chmurdalia” str 468

I ten świecący nocnik Napoleona –  zakrzyknęła w zachwycie jedna Pani na spotkaniu z Joanną B. Ooo, naprawdę pomyślałam, nocnik? Bo mnie się kiedyś śnił, może nie święcący, ale stary, drogocenny, porcelanowy i z wielkim pietyzmem przez mnie niesiony jako wykwintny prezent. Odtąd mam do zabytkowych nocników słabość, i do dziś z rozrzewnieniem wspominam niebywałą okazję zobaczenia zabytkowych toalet w pobliskim zamku. Skoro tak, doszłam do wniosku, skoro w tej książce jest tak nadzwyczajna rzecz, jak nocnik blaskiem bijący, to ja muszę ją mieć. I pognałam do pobliskiego empiku i w ostatniej chwili jeszcze podetknęłam autorce do podpisu.
Nocnik w roli lampy Alladyna, nocnik jako gar pełen złota, takie wizje miałam rozpoczynając lekturę. Tymczasem nocnik ledwie pobłyskiwał w tle, a opowieść skupiła się na historii pewnego żydowskiego miasteczka i smutnych wizji zamieszkującego go fotografa. Który miał dar uwieczniania na zdjęciach nie tylko podobizn otaczających go ludzi, ale i snującej się, niczym srebrna poświata, wokół nich śmierci. Była to magia przewidywalna i co tu dużo mówić, poczułam się trochę zawiedziona.
Ale zaraz pojawiły się postaci, które sprawiały zupełnie inne czary, ciche i urocze Ciocie Herbatki. Każdy w swoim życiu musiał przynajmniej jedną taką ciocię mieć, przykurzoną i domową, z wyborna nalewką i ciekawą pogawędką pod ręką. Co więcej, z biegiem lat, sama mam zamiar taka Ciocią się stać, więc wyjątkowo pilnie śledziłam losy Cioć, a także ich podopiecznej, roztańczonej Grażynki. Grażynka jest dla odmiany kolorowa i żywotna, jest taka, jak większość kobiet chciała by być, piękna, wesoła i beztroska. A przy tym po cichu i tajemniczo mądra. Historia jej życia okazała się wyjątkowo skomplikowana i na dodatek nie jest to jedyny zawiły watek tej książki. Szczerze mówiąc takie są wątki wszystkie. I bardzo dobrze, bo jest w czym wybierać, jest szansa, że się trafi na swoja ulubioną historię. Jest parę tematów zawsze modnych, mamy Harlem i Holocaust i trochę w tych momentach wzdychałam, że zamotać Medaliony z Chatą wuja Toma to rzecz oryginalna, ale i nieco przesadzona.
Jednak dzięki podróżującej po świecie bohaterce, Dominice, robi się multi culti, camp i offowo. Choć sama Dminika , która się wszystkim w książce tak bardzo podoba, mnie przypadła do gustu mniej. Nie przepadam, kiedy jakąś postać wzbudza tylko pozytywne emocje, a ta kolejno powodowała rozkwit uczuć siostrzanych, macierzyńskich, braterskich przyjacielskich, brakujące dostaw. W pewnym momencie zaczęłam się obawiać, że urocza Dominika skończy jak bohater Pachnidła: pożarta z nadmiaru miłości. W każdym bądź razie we mnie ta postać apetytu na dłuższe poznanie nie wzbudzała, co więcej miałam wrażenie, że Autorka pokazuje ją tak, jak Dominika przestawia ludzi na swoich zdjęciach. Bardzo nieostro i fragmentarycznie.
O wiele wyrazistsza jest Dominiki mama, Jadzia, matka Polka, opiekuńcza i moherowa. To Jadzia właśnie przechodzi największą metamorfozę w tej opowieści, przekształcając się z Polskiej Baby w Europejkę. Droga do tej nowej formy będzie zawiła, ale i fascynująca. A zwłaszcza zachwycający jest jej kulminacyjny moment:

Podeszła, przyklękła, zdrowaś Mario zaczęła. Coś było nie tak. Matka Boska wyglądała po matkobosku, ale dzieciątko? Coś nie tak było z dzieciątkiem, i to bardzo. Jadzia okulary zdjęła, na szkła dmuchnęła, przetarła. Matko boska, to dziewczynka! Matka Boska trzymała w objęciach jasnowłosą dziewczynkę, poza tym wszystko było jak zawsze.
Joanna Bator „Chmurdalia”, str 453

W Jadzię w tym momencie wstąpił nadzwyczajny przypływ sił, a we mnie uwielbienie dla prozy Bator. I mam nadzieję, że pozostanie ono przy mnie dalej, kiedy będę czytała pierwsza cześć Chmurowej opowieści, bo zaraz po skończeniu Chmurdalii poleciałam kupić Piaskową Górę.

mowa o:

Chmurdalia

igła z nitką i Michałem

tailor 1

Cały ja, wyrzucanie śmieci w ciuchach od Roberta Cavalli.

Michał Witkowski „Zbrodniarz i dziewczyna”, str 347

Przy okazji wydania tej książki Myster W. ogłosił, że faszion to jego nowa paszion. A, że mi się zawsze mariaż mody z literaturą niesłychanie podobał, to jak najszybciej objęłam książkę posiadanie. I gdzie te ciuchy? Jęknęłam pod koniec, ale był to jedyny skowyt żalem spowity. I obrzydzeniem, bo Autor stosuje krawiectwo tzw. głębokie, częściej niż nożyczek używa skalpela, a tnie głównie skórę. W końcu ciało to stale noszone przez nas ubranie, można tak to sobie wytłumaczyć. Ale nawet przy tej interpretacji po nadczytaniu pierwszych stron o sekcji zwłok, szybciutko ten rozdział pominęłam. Kiedyś nie skorzystałam z oferty cięcia trupów zawartej w programie studiów, to i odpuściłam ją sobie w formie literackiej. Zwłaszcza, że lubię czytać do jedzenia, a tu, wbrew zapewnieniom autora, że wybebeszanie człowieka wzmaga łaknienie, opisy szczegółów skutecznie zniechęcały mnie do konsumpcji. Z drugiej strony może być to policzone książce in plus przez każdego, kto właśnie chce zrzucić parę kilo. Lepszego podkładu pod odchudzanie niż opisy Michaśki, z których nawiasem mówiąc jest niesłychanie dumny, nie znajdziecie.
Ale oprócz lekkiego jadłowstrętu lektura dała mi całe mnóstwo radości. Żadne tam słowotoczenie Pani K., ale właśnie michaśkowe oplatanie dotyka we mnie tego czułego punktu zwanego poczuciem humoru. A już całkiem odpadłam przy monologach mojej ulubionej postaci, czyli Polonisty Pauli, który cierpi jak rozdarta sosna, wtłaczając do uczniowskich głów kanon literatury polskiej. Mam nadzieję, że Paula nie zniknie w sequelach drwalowej opowieści i stanie dzielnie w szeregu czołowych bohaterów po społu z Jadzią Parszywą i Lujem. Którzy się w pełnej krasie i w tej części pojawiają.
Bajka, tutaj nawet watek miłosny jest zabawny. Może za mało romansideł w życiu przeczytałam, żeby się jako ekspert w tej dziedzinie wypowiadać, ale żeby love story była jednocześnie laugh story, to się często nie zdarza. Albo i nawet zupełnie. To tylko u Michaśki jest możliwe. Jak, to nie będę opowiadać, sami przeczytajcie, bo naprawdę warto, dla języka i galerii postaci i dla wątku kryminalnego też, który tym razem nie jest taki sobie.

mowa o:

Michał