Lady Riot

wiosna 3

Kompromis to nic innego jak sprzeciw mówiący szeptem.

V.M. Sackville-West „Wygasłe namiętności”, Str 86

Vity Sackville-West byłam ciekawa od dawna. Tak jak zwykle ciekawi jesteśmy znajomych naszych przyjaciół, o których Ci wyrażają się tylko dobrze. Co takiego było w Vicie, że Virginia Woolf była nią zafascynowana, a może i wprost w niej zakochana?

Już dawno chciałam odkryć tę tajemnicę, a najprostszą do tego drogą wydawało mi się przeczytanie czegoś, co wyszło spod ręki Vity. O tym planie przypomniałam sobie niedawno, kiedy przypadkowo na bibliotecznej półce mignęła mi książka z tkwiacym na okładce napisem Sackville-West. Mam cię powiedziałam w duchu i wydłubałam niepozorny tomik z regału.

Tak trafiłam na przyjemną lekturę z życia angielskich wyższych sfer, bardzo brytyjską w stylu i z lekko naiwną feministyczną wymową, Historia zaczyna się od opisu szacownego Lorda Slane, który w wieku 94, po dochrapaniu się w życiu wielu zaszczytów i trochę mniejszych pieniędzy, zmarł nagle, pozostawiając gromadkę dorosłych dzieci i wiekową żonę.

Na wstępie otrzymujemy portret nie tylko samego Lorda, ale i jego spadkobierców, odtworzony lekkim i ostrym piórem. Jest on kreślony przy okazji rodzinnej narady dotyczącej dalszych losów matki rodu i jej niezamężnej córki. Tutaj miałam radość podwójną: nie dość że tekst jest przepełniony delikatną, brytyjską ironią, to jeszcze autorka nakazuje swoim bohaterkom wybrać niekonwencjonalna drogę. Oto bowiem nestorka rodu, ponad 80 letnia wdowa, postanawia bryknąć i nie poddać się woli rodziny. Zamiast z pokorą przyjąć rolę nieporadnej staruszki i zgodzić się na przemieszkiwanie po kolei u każdego z dzieci, decyduje się wynająć mały domek i mieszkać samodzielnie. Jej niezamężna córka od dawna marzy o własnym mieszkaniu i kanarku, jest więc jedynym dzieckiem z aprobatą przyjmującym decyzję matki.

Znalezienie właściwego domu staje się dla lady Slane jedną z szeregu przygód, jakie czekają jej po obraniu własnej drogi. Znajdzie nowych przyjaciół, podejmie kilka, obiektywnie rzecz biorąc, nieracjonalnych decyzji, wreszcie będzie cieszyć się pięknem rzeczy małych i swobodą.

I choć książka czasem trąci myszka, to muszę przyznać, że udowadnia, że Vita Sackville-West była osobą nietuzinkową, śmiałą idealistką, opatrzoną na dodatek doskonałym poczuciem humoru.

Jej książka przynosi ukojenie i przewrotną pewność, że na bunt nigdy nie jest za późno.

mowa o:

Vitta

karuzela z chłopakami

Facet jak facet. Każdy składa się ze ściemy, ceny, drogi S-Bahnem, metrem, a jak dzień wypłaty, to i taksówką, mieszkanka mniej lub bardziej z powodu starokawalerstwa zaniedbanego, kwiatków na parapecie mniej lub bardziej zasuszonych, jakiegoś imienia, co się zapomina”

Michał Witkowski, „Fynf und Cfancyś”, Str 96

Powiadam wam, że Michaśki dzieła trafią kiedyś na listy lektur szkolnych. Może nie jutro, tylko za lat dwadzieścia, i może nie w tym kraju, tylko gdzieś bliżej środka Europy. Ale że do tego dojdzie, jestem pewna. Bo nikt tak jak Witkowski nie potrafi opisać śmietników naszej najnowszej historii. W Barbarze Radziwiłłównie wziął się za zaplecze biznesmena epoki przemian. W Fynf und cfancyś opisuje kolejne zjawisko tego czasu, czyli początków lat 90 tych ubiegłego wieku: tzw saksy – wyjazdy zarobkowe na zachód.

Nabrało ono intensywności, kiedy runął Mur Berliński, a zaraz potem runęły do lepszej części Europy tabuny wygłodzonych luksusów i kasy mieszkańców demoludów. Wśród nich znaleźli się bohaterowie Michaśkowej opowiastki: Słowacka gejowska piękność Dianka i Polak, tytułowy Fynf und Cfancyś.

Obydwaj zajmują się tzw. najstarszym zawodem świata, choć z bardzo różnym efektem. Kiedy Diance idzie coraz gorzej, jej polski pobratymiec święci coraz większe triumfy. Na czym one polegają domyślcie się sami, w szczegóły wchodzić nie będę, sięgnijcie po Witkowskiego, bo opisał je świetnie. Co z przyjemnością oznajmiam.

Z przyjemnością, bo mało tu drastycznych szczegółów rodem z Lubiewa, więcej farsy i zaprawionych humorem drobiazgowych obserwacji. Bo dzięki lekturze Fynfcysia zrozumiałam lepiej, na czym polega sztuka uwodzenia, i dlaczego pewien Szwajcar, który zaplatał się na moje podbieszczadzkie rubieże, ma nerwicę i za nic nie chce wrócić do swojego kraju.

mowa o: