Nie wiem czy to dobrze, że dziewczęta w tym wieku interesują się sprawami raczej dla chłopców odpowiednimi. Przyszłość twoją mam na względzie, Anusiu. Obawiam się, aby twych zainteresowań nie poczytano za ekstrawagancje. Przygotowywać się powinnaś do roli, jaka przeznaczona jest kobiecie – do zarządzania domem, zajmowania się gospodarstwem domowym i robótkami dla stanu twego odpowiednimi. Na tamborku winnaś więcej wyszywać.
Maria Kruger „Godzina pąsowej róży” Str 128
Ostatnio w notce u To przeczytałam, komentatorki zgodnym chórem wspominały uroki Godziny pąsowej róży. Oczywiście też należałam i ciągle należę do wielbicielek tej książki. Co więcej dzisiaj, przy ósmym marca, zdałam sobie sprawę że Pąsowa róża dała mi znacznie więcej, niż kilka godzin rozkosznie spędzonych nad lekturą.
Bo nie Kinga Dunin czy Kazimiera Szczuka, ale czternastoletnia Anda, wędrująca po odległej epoce stała się feministyczną przewodniczką moich lat dziecięcych. Na tle nieźle wymyślonej fabuły, traktującej o tym jak współczesna dziewczyna przenosi się osiemdziesiąt lat wstecz (z roku 1960 do 1880), mogłam zaobserwować jak bardzo w ciągu zaledwie osiemdziesięciu lat zmieniła się sytuacja kobiety. Anda współczesna uprawia pływanie i męczy się trochę z matematyką, ściga się z chłopakami, jej matka jest lekarką, a siostra próbuje sił w aktorstwie. Anda przemieszczona do 19 wieku nie może chodzić sama po ulicy, wyszywa kapcie i musi zmieścić się w gorsecie. Na pensji dla panien uczy się mniej więcej tego, co współczesne dzieci w czwartej klasie podstawówki. Z biegiem lat jej los nie zapowiada się lepiej. Może zostać albo starą panną, która nawet nie może się wybrać do teatru bez zgody rodzicielki, albo obarczoną wielodzietną rodziną mężatką, która musi znosić fochy i skąpstwo męża. Nic dziwnego, że staje na głowie by wrócić do swojej epoki. Też bym na jej miejscu tak robiła.
Bo mimo szlachetnych sukien, uroku starej biżuterii i wykwintnych obiadów, bycie kobietą w tych czasach byłoby dla nas obydwu nie do przyjęcia. I nie wiem czy współczesna dziewczyna, nawet ta, która oświadcza bezmyślnie że „bynajmniej nie jest feministką”, naprawdę dałaby radę żyć bez tego wszystkiego, co zapewniły nam nasze praciotki, 100 lat temu wrzeszcząc i wymachując transparentami.
mowa o: