W eseju głośnego autora angielskiego wyczytałem, że głównym rysem charakterów Celtów był bunt przeciwko despotyzmowi faktów. Pod tym względem Tomasz i Ewa Ulpiusowie byli Celtami. Tylko na marginesie zaznaczę, że tak Tomasz, jak i ja szaleliśmy za Celtami, za legendą o Świętym Graalu i za Parsifalem. Czułem się w towarzystwie młodych Ulpiusów tak dobrze, prawdopodobnie dlatego, że do tego stopnia byli Celtami. Dzięki nim odnalazłem siebie. Dopiero tam uświadomiłem sobie z cała jasnością , dlaczego w domu rodzicielskim czułem się jak przybysz , zażenowany i niepewny. Przyczyna kryła się w tym, że u nas królowały fakty.
Antal Szerb „ Podróżny i światło księżyca”, Strona 31
Pewnie nigdy nie dowiedziałabym się o istnieniu tej książki, gdyby nie entuzjastyczna notka Chihiro. Muszę przyznać, że też poczułam przypływ entuzjazmu gdy odkryłam, że książka leży sobie spokojnie w mojej bibliotece. Miła niespodzianka spotkała mnie też przy jej wybieraniu, bo spodziewałam się rozsypanego truchła pokrytego pleśnią. Tymczasem dostałam książkę nie wyglądającą co prawda na nową, ale pieczołowicie posklejaną i oprawioną przez introligatora. Lubię takie dowody troski o rzeczy martwe, o ile w ogóle książkę można określić tym mianem. Zresztą jaki inny przedmiot zasługuje bardziej na czułą opiekę niż stareńki tom czytany prze z kilka pokoleń?
Kiedy już po tych, niezmiernie zadowalających przemyśleniach, zabrałam się za lekturę, nie mogłam się powstrzymać od refleksji jak bardzo pożółkłe strony pasowały kolorem i zapachem do jej stylu. Cała historia jest opowiedziana niespieszną i elegancką narracją, która na pewno zniecierpliwiła niejednego czytelnika. Przyznam sama, że też zdarzało mi się trochę wzdychać nad powolnym tempem akcji.
Wszystko zaczyna się od podróży poślubnej Erzsi (moim zdaniem okropne imię, spróbujcie powiedzieć je na głos, czy nie brzmi to jakby wam zgrzytał w zębach piasek?) i Mihaly’ego. Młodzi podróżują po Włoszech i pewnie cała przygoda skończyłaby się tylko lekkim znużeniem sobą nawzajem, gdyby nie spotkanie dawnego znajomego Mihaly’ego. Na pozór nieistotne, wzbudza w Mihaly’em wspomnienia jego przyjaźni z niezwykłym rodzeństwem Lupiusów, które poznał podczas lat szkolnych. Mihaly opisuje swojej żonie tę cudowną przygodę jaką było przebywanie w ich domu i towarzystwie. Razem ze wspomnieniami budzi się w nim tęsknota za minionym. I nie tylko. Mihaly przypomina sobie również, że żyjąc zupełnie inaczej był o wiele szczęśliwszy i zaczyna sobie zadawać sprawę, że obrał zupełnie złą drogę, niewłaściwy styl życia i że małżeństwo właśnie jest ostatnią cegiełką która zamurowała mu przejście umożliwiające ucieczkę. Teraz oto stał się pełnowymiarowym mieszczuchem, nie tylko z dobrą posadą, ale i z rodziną przy boku.
Mihaly jednak próbuje się wyrwać, na wpół świadomie gubiąc się i rozpoczynając samotną wędrówkę po Włoszech. W jej trakcie spotyka dawnych i nowych znajomych, a spotkania te niejednokrotnie pełnią rolę drogowskazów za pomocą których mógłby odnaleźć nową ścieżkę swojego życia. On jednak tak naprawdę nie korzysta z żadnego z nich. Nie idzie więc w ślady kolegi-szubrawca, kolegi- mnicha ani też przyjaciela naukowca (moim zdaniem najbardziej kusząca ze wszystkich alternatywa). Ucieka cały czas od mieszczańskiego unormowanego życia, ale podczas tej ucieczki nie potrafi dobiec do nikąd, określić kolejnego przystanku jako swojego celu. Czy okaże się że po prostu kręcił się w kółko? Czy szuka w swoim życiu mitycznego Świętego Graala, którego istnienie jest tak wątpliwe? To wyjaśniają dopiero ostatnie akapity książki, o których nie sposób wspomnieć nie psując przy tym całego efektu tej historii. Finał pominę wiec milczeniem.
Dla mnie zresztą najistotniejsza część książki to nie tych ostatnich kilka stron, ale te opisujące spotkanie Mihaly’ego z profesorem Waldheimem, kiedy ma miejsce dyskusja na temat sposobu pojmowania życia i śmierci w religiach i kulturach dawnych i współczesnych. Warto było przebrnąć przez 180 stron nie zawsze najbardziej interesującej historii, by przeczytać coś takiego. Nawet moje oburzenie na sztampowe ujęcie postaci kobiecych przez autora nieco złagodniało. Zresztą czegóż można wymagać od człowieka piszącego latach trzydziestych ubiegłego wieku, na pewno nie racjonalnych poglądów na kwestie feminizmu. Trudno więc się dziwić, że jego bohaterka, Erzsi, widzi szansę realizacji swojej wolności jedynie przez dobieranie sobie możliwie najbardziej niedorzecznych kochanków. Potraktujmy to jako archaiczną ciekawostkę, i tyle.
Natomiast książka jako całość jest niewątpliwie interesującym portretem buntu i poszukiwania innego niż ogólnie przyjęty sposobu na życie. O jej uniwersalności może świadczyć fakt, że obydwu nam, tzn mnie i Chihiro, przypomniała ona filmy Bertolucciego. W moim przypadku byli to Marzyciele, opowieśc o trójce młodych ludzi, którzy zamykają się w starym paryskim mieszkaniu by eksperymentować bytując z dala od społeczeństwa. I choć tam akcja rozgrywa się w latach 60tych ubiegłego stulecia, nie mogłam powściągnąć skojarzeń z rodzina młodych Ulpiusów żyjących we własnym świecie. A teraz kończę, bo mój własny świat chce przybrać inny kształt niż ten niebieski ekranik.
mowa o: