odsłona

Tak wygląda tajemniczy stos. Jak widać nikomu nie udało się odgadnąć wszystkich zagadkowych tytułów, ale trzy dziewczyny trafiły po jednej książce. Maiooffka i Eireann wyczuły obecność Pamiętników Danuty Wałęsowej, natomiast Agatkan jednym celnym ruchem ustrzeliła Dzienniki Kołymskie. Nie ukrywam, że z przyjemnością poczytałam wasze propozycje, a niektórych z nich nawet posłuchałam. Maiooffka wspomniała o Hani Bani i faktycznie książka Bakuły znalazła się w stosie w ostatniej chwili powiększonym. Ania natomiast napomknęła o Metamorfozach i potem, przeglądając ten piękny album w księgarni, nie mogłam się powstrzymać przed jego zakupem i dorzuceniem pod choinkę. Żeby nie zanudzić opowiadaniem, co jeszcze dołączyło do wybranej siódemki, poniżej prezentuję stos powiększony:

  

A teraz cześć najistotniejsza, czyli nagrody.

Trzem zwycięzczyniom serdecznie gratuluję i proponuję kolejno: Dla Maiooffki Daphne du Maurier Władaj Brytanio, dla Eireann Niedzielny Klub Filozoficzny McCall Smitha i dla Agatkan Nocny pociąg do Lizbony Pascala Mercier. Jeśli w doborze cokolwiek się nie zgadza, czyli trafia się którejś z Was książka już przeczytana lub Waszym zdaniem do czytania się nienadająca, bardzo proszę o informacje i pomyślę o jakimś ekwiwalencie. I oczywiście proszę o podanie mailem adresu, na który mam przesłać nagrody.

mowa o:

dzyń, dzyń, dzyń

Jesteśmy w środku Świat, lekko drzemiemy, nasyceni, nagadani i naśmiani, a tu ktoś nagle wydzwania. Po co, na co i dlaczego?

Pierwszy dzyń jest w ramach życzeń świątecznych, które stają się coraz bardziej odległym dźwiękiem, ale jeszcze brzmią w powietrzu. Niech wiec dolecą zaglądających tu słowa pełne serdeczności i ciepła, wyrażające nadzieję, że wszystko to, co usłyszeli wczoraj od najbliższych przy łamaniu się opłatkiem, spełni się, niosąc dobro i radość.

 

Drugi dzyń jest ciągle słyszalnym dzwonieniem mikołajkowych sań, lub aniołkowych obwieszczeń o podrzuceniu pod choinkę paczek z prezentami. U mnie w tym roku skrzydlaty dostawca wyraźnie odwiedził księgarnie i dostarczył sporo nowych lektur, którymi pewnie niedługo się pochwalę. Bardzo jestem ciekawa, jak te sprawy wyglądały u Was.

 

Trzeci dzyń jest przypomnieniem o świątecznym konkursie. Który się trochę skomplikował, bo po pierwsze otrzymałam w ramach zgadywanek bardzo kuszące sugestie książkowych podarków. Po drugie, tuż przed pakowaniem, poszłam kupić papier do zawijania prezentów do pobliskiej księgarni, a tam jeden, drugi, trzeci nawet czwarty tytuł kusi tak mocno, że się nie oparłam. W rezultacie stos podchoinkowy jeszcze urósł. Aby nie było komplikacji umówmy się, że dalej chętni do wzięcia udziału w zabawie odgadują siedem tytułów podstawowych. Jeśli jednak ktoś chciałby spróbować swoich sił w zgadnięciu wszystkich, to zachęcam. Przypominam, że odsłona zagadkowego stosu odbędzie się jutro w późnych godzinach wieczornych. Nagrody książkowe będą dla trzech osób, które odgadną największą liczbę tytułów. Każdy może próbować zgadywać trzykrotnie zgodnie z zasadą to trzech razy sztuka .

 mowa o:

Zdjęcia pokazują oryginalny tajemniczy stos w wersji zwykłej i powiększonej. Znajdują się na nich wszystkie książki do zgadywanki.

Uwaga! Termin zakończenia zgadywanki zostaje przedłużony!

Pokazanie stosu i ogłoszenie wyników nastąpi jutro, czyli 27 grudnia, po godzinie 20.

choinkowo zagadkowo konkursowo

 Ta notka miała być okolicznościowo zimowa. Tymczasem po raz pierwszy zdarza się, że choinka przybywa do mnie przed pierwszym śniegiem. A właściwie z nim, tyle że drzewko zostało, a śnieg zniknął, zanim dotarł do czubka mojego nosa. Postanowiłam się tym nie przejmować i raczej zająć się choinkową tradycją. To znaczy podchoinkową. Jak zwykle o tej porze roku zastanawiam się mocno co i komu i na jakich podstawach podrzucić w wigilijny wieczór. Zaczynam od przeglądnięcia półek, ale to nie wystarczy , może nawet okazac się zwodnicze.  Każdy czytelnik wie, że najnowsze, najlepsze, najpilniejsze do przeczytania książki trzyma się koło lóżka. I tu zaczynają się schody, bo w sumie włazić komuś do sypialni nieładnie, zwłaszcza gdy drzwi do niej w sposób ostentacyjny pozostają zamknięte. Jedynym wyjściem jest w takim wypadku chytre nakłonienie młodszych członków rodziny do wpuszczenia gościa do rodzicielskiej alkowy. Dzięki temu można się dowiedzieć, czego w ramach świątecznych podarków kupować nienależy. Oprócz tego, co jest na półkach i przy poduszkach, staram się  nie kupowac prezentów z półek pod tytułem bestsellery, bo wiadomo, że to najbardziej rzuca się w oczy, ktoś może się w ostatniej chwili skusić i całe wcześniejsze podchody na nic. Poza tym mam swoje osobiście wybrane uniki, czyli autorów lub tytuły, na których się zawiodłam i żadne reklamy i zachwyty nie nakłonią mnie do uszczęśliwienia kogoś tymi cudeńkami.

Nikomu na pewno nie dam kolejnej książki Ostergrena pt „Gangsterzy”, rzekomej kontynuacji Gentelmenów. O ile pierwsza cześć była skrzącą się błyskotliwą akcją opowieścią o niezwykłych braciach Morgan, o tyle druga jest ponurą demaskacją wydarzeń opisanych w poprzedniej. Dwadzieścia lat starszy narrator przyznaje się do kłamstw i konfabulacji, Henry Morgan jest tylko mrocznym wspomnieniem, a jego tajemnicza kochanka przeistacza się w kwokowatą mamuśkę, skoncentrowaną na praniu podkoszulków dla drużyny piłkarskiej synka. Smutek, nuda i żal, tylko tyle jest w tej książce, a kto sądzi, że znajdzie w niej czarodziejską atmosferę tomu pierwszego, będzie totalnie zawiedziony.

Nie kupię też na prezent nowego zbioru opowiadań Munro, która tworzy sztuczne światy i sytuacje dla udowodnienia swoich nużących teorii, a posługuje się przy tym językiem więcej niż nieprawdziwym.

Nie mam zamiaru sięgnąć po hiciarskiego Franzena, będącego tak cholernie na czasie, że jest to wręcz niesmaczne. Dostatecznie przekonałam się o tym zaczytując ( i nie kończąc) Korekty, gdzie każdego bohatera autor wyposażył hojnie w przywary współziomków i dowalił po odpowiedniej porcji niepowodzeń. Może i kogoś bawi czytanie jak ulegający demntecji starzec usiłuje sobie własnoręcznie sporządzić lewatywę i jest na tym przyłapany przez synka seksoholika i litewskiego polityka w jednym. Do mnie takie poczucie humoru nie trafia i wolałabym nie sprawdzać, czy z moimi świątecznymi współbiesiadnikami jest inaczej. W lśniący papier w gwiazdki nie zapakuję też niczego autorstwa Filipiuka, Kalicińskiej, Sapkowskiego, Coehlo, Mayers, McCall Smitha, Jodi Picoult, Grocholi oraz McEwan’a i McCarthy’iego.

W takim razie co, książek nie będzie? Ależ będą, obowiązkowo, i nawet chyba się pochwalę jakie. Ale jeszcze nie dzisiaj. Na dziś to tajemnica. Do której rozwikłania chcę Was zachęcić. Trzy osoby które odgadną największą liczbę tytułów jakie podrzucę pod choinkę dostaną specjalnie dobrane nagrody książkowe. Zgadywanki należy umieszczać w komentarzach do notki. Rozwiązanie konkursu nastąpi w pierwszy lub drugi dzień Świąt, kiedy już paczki z prezentami zostaną rozwinięte przez obdarowanych i trzymanie ich zawartości w sekrecie nie będzie konieczne.

mowa o:

 

cudowna, bo papierowa (książka rzecz jasna)

 

Nie myśl, że książki znikną, pociesza mnie tytuł mojej nowej dowannowej lektury. Przeglądam i przerzucam kartki, poszukując uzasadnień tej tezy. Potwierdzenia, że nic, żadne okoliczności nie zmuszą mnie do używania tylko czytnika, netu, tabletu.  Na próżno, dwóch panów w bibliotece rozmawia o wszystkim, ale nie podaje faktów czy argumentów przemawiających na rzecz hasła z okładki. O wiele mocniej w przeświadczeniu, że sentencja owa zawiera w sobie prawdę, przekonało mnie takie znalezisko, napotkane przy okazji czytania Pełni Życia Panny B.

Kiedy natknęłam się na ten napis, pierwszą reakcją było wyobrażenie sobie tego, kim byli Maciek i Magda. Książka wydana w roku 1973, wiec być może są już małżeństwem z kilkudziesięcioletnim stażem, domkiem z ogródkiem i parką wnucząt. A może historia ich miłości była równie dramatyczna jak ta Abelarda i Heliozy, Romea i Julii albo jak ta Randolpha Asha i Christabel La Motte z „Opętania”. Kto zna tę książkę, na pewno pamięta doskonale, że cała akcja rozpoczyna się od przypadkowego odnalezienia w starym wolumenie kilku tajemniczych listów miłosnych.

I w tym właśnie tkwi sedno sprawy. Bo książki od wieków służyły nie tylko do tylko do czytania, ale pełniły też wiele innych, jakże interesujących funkcji. Ileż historia zna opowieści o kochankach przekazujących sobie sekretnie informacje za pomocą pożyczanych tomików. Tradycja stara jak wynalazek Gutenberga przetrwała, jak widać na załączonym powyżej przykładzie, do dziś. A ile książek posłużyło do bardziej prozaicznych celów, jak na przykład poprawienia równowagi stolika poprzez podłożenie mu pod nóżkę odpowiedniej grubości tomu. Obkładanie równymi rzędami książek zbyt przewiewnych okien skutecznie chroniło od przeciągów. Niejedna ściana z regałem książek kryła tajemne przejście lub co najmniej sekretny schowek, otwierany za pomocą wysunięcia odpowiedniego tytułu z rzędu. Ba, zdarzyło się nawet, że niektórzy, jak choćby bohater występujący w „Domu z Papieru”, użyli książek do budowy całych domów. Choć to akurat okazało się nienajlepszym zastosowaniem książki w jej tradycyjnej formie.

O wiele bardziej wyrafinowanym i niebezpiecznym sposobem na wykorzystanie książki do innych niż czytelnicze celów było użycie jej do usuwania wrogów. Wystarczyło posypać strony odpowiednio stężoną trucizną, a nieszczęsny miłośnik literatury łykał przy okazji przewracania stron nie tylko ożywczą dawkę pięknych słów, ale i śmiertelną porcję cyjanku tkwiącą na brzegach kartek. Taka przygoda spotkała niejakiego Hildegusta Rzeźbiarza Mitów, który nieopatrznie dał się zwieść erudycji i kolekcji bibliotecznej księgarza o imieniu Shmejk. (Kto chce prześledzić dalsze losy tej ofiary niebezpiecznego użytkowania książek, powinien sięgnąć do „Miasta Śniących Książek” Moersa). Tych zaledwie kilka przykładów pokazuje o ile więcej zastosowań można znaleźć dla książki papierowej. No bo powiedzcie sami, czy w e-booka da się wrzucić miłosny list, lub czy podłożycie go pod krzywo stojącą szafę? Czy w chwili senności możecie go sobie dać pod głowę, jak każdą inną książkę o miękkiej okładce, tak łatwo zastępującą puszystość poduszki?

O słuszności tezy, że książka papierowa jest wciąż niezbędnym, wciąż wielofunkcyjnym elementem naszej rzeczywistości przekonać mogą nie tylko przykłady z literatury i dawnych opowieści. Wystarczy zwykła wędrówka po centrum handlowym, żeby na własne oczy przekonać się jak różnorakie role wciąż może spełniać tomik zawierający kartki papieru. Kiedy tak ostatnio przechadzałam się po okolicznym „sztucznym raju”, zajrzałam do baru, gdzie główny element wystroju wnętrza stanowiły książki, pomiędzy którymi dało się wpatrzeć nazwy trunków. Proszę czytać miedzy książkami zachęcał barman spragnionych gości.

A na stolikach zamiast przystawki elegancko oprawione czerwone tomiki przewodnika po Galicji zachęcały by zerknąć i w książki.

Trochę dalej spotkałam dowód na to że książki zdobią nie tylko wnętrze ale i mogą ładnie uzupełnić najnowsza stylizację, nie koniecznie w stylu wintydż. Nic nie pasuje lepiej do rudości i brązów stroju pokahontas niż szlachetnie pożółkłe kartki starych książek. Udowadnia to świetnie wystawa jednej z bardziej znanych ciuchowych sieciówek.

A kiedy obnoszenie się z książka komuś się znudzi, zawsze może ją wykorzystać do ekspozycji biżuterii.

 

I cóż, to tyle, więcej przekonywać nikogo nie będę. Podpowiem tylko, że na pytanie „do czego służy (papierowa) książka” można zawsze spokojnie i z godnie z prawdą odpowiedzieć: „ do wszystkiego”.