sercowo

Emmę bym poczytał dalej, nuży, bo nuży, ale coś do niej przyzwyczaja. A może to rozpęd na stara Anglie. Na te dwory, zamki parki, ścieżki, wertepy. Na ten kraj mgieł i chwalonej pogody, ojczyznę czarownic i kryminałów. Bardzo mnie to ciągnie.

Miron Białoszewski Zawał, Str 85

 Miron w prozie, po raz drugi po Chamowie. Choć najpierw chyba poeta miał ten zawał, a potem przeprowadził się do bloczyska. Ale brak chronologii niczemu nie wadzi. Podobnie jak Mironowi przy czytaniu Austen i tutaj najmocniej chodzi o atmosferę. Taki mały skrawek świata, ograniczony do jednej salki, czy miasteczka, który dzięki odpowiednim opisom urasta do wielkości wszechświata. I to z rozmachem podmalowanego. Tylko u Białoszewskiego salowa może spać „po gotycku”, a schorowany facet człapiący w piżamie zyska miano Chrobrego. Szpitalne piętro staje się teatralną sceną, kluczowym momentem odgrywanego dramatu próba znalezienia sprawnego ustępu. I to wcale nie jest nudne, uciążliwe. Sama dziwiłam się swojemu zaczytaniu w błahych scenkach z życia człowieka chorego. Co dziwniejsze im bardziej autor zdrowiał i wracał do normalności, tym mniej mi to czytanie smakowało. Najlepszy jest Miron z początku leczenia, z zatłoczonej sali, gdzie pacjenci gadają jędzą i palą (papierosy!) na potęgę. Potem, gdy zaczyna życie rekonwalescenta w sanatorium w Inowrocałwiu staje się zwyklejszy. A może bardziej podobny do tego łażącego wiecznie i wszędzie Białoszewskiego z Chamowa. Choć tego też lubię. I jeszcze nieraz poczytam.

mowa o: