Kołowrót w drzwiach wejściowych kręci się bezustannie, a to, co przyjezdny przeżywa w okresie między wejściem przezeń a wyjściem, rzadko jest pełną, zaokragloną całością, historią rozpoczętą i kończacą sie w hotelu, bywają to przeważnie tylko oderwane strzępy życia.
Vicki Baum, Ludzie w Hotelu, str 202
Nie spodziewałam się po tej książce zbyt wiele, ot małego kolażyku opowiastek w wyblakłym kolorze sepii. Pamiętałam z niedawnej lektury, że nakręcono według niej film z Garbo. Czyli ze staroświecką diwa o mglistym spojrzeniu i omdlałym glosie, kobietą z celuloidu, nieżywą i nieprawdziwą.
Do Garbo jednak mam sentyment, ramoty czasem czytać lubię, zwłaszcza gdy chwalą dekadencki luksus. Wrzuciłam więc książkę do wakacyjnej walizki, pocieszając się w duchu, że nawet jeśli nie da się czytać, to przynajmniej się fizycznie przez nią nie nadwyrężę, bo lekka jest i zgrabna, na starym cienkim papierze i bez twardej okładki wydana.
I z radością muszę przyznać, że nie były to jedyne tej książki zalety. Już samo miejsce akcji, elegancki Hotel Grand w przedwojennym Berlinie, sprawiło, że z westchnieniem ulgi zaczęłam wchodzić w akcje. A wchodzi się w nią tak jak się wchodzi do hotelu, przez obrotowe drzwi, depcząc czerwony dywan, wprost do holu, gdzie słychać szum fontanny, szelest gazet i brzęk filiżanek.
Tuż za nami do hotelu trafia dziwny gość, ubożuchny prowincjusz, któremu za nic nie chcą dać pokoju. Od razu człowiek czuje się nieswojo, i się zastanawia, czy przy swoim imidżu i proweniencji pokój ów by otrzymał, czy traktowano by go też z pogardą. Jednak po chwili oddychamy z ulgą, bo cudownym zrządzeniem losu za nieszczęśnikiem ujmuje się stały klient i udaje mu się zdobyć lokum.
Od tej pory Otto Kringelein, ten źle przyjęty klient, będzie naszym po hotelu przewodnikiem. Za jego sprawą zajrzymy do kilku pokoi i restauracji, porozmawiamy z gośćmi. Dzięki niemu poznamy przedwojenny Berlin, po kolei próbując jego uciech. Nie znaczy to jednak, że Otto Kringelein jest jedynym książki bohaterem.
W tytule występują ludzie, liczba jest wiec mnoga, i autorka obietnicę daną tym tytułem dotrzymuje. Prezentuje nam całą galerię postaci: podstarzałą primabalerinę, uroczego drania, zgorzkniałego weterana, młoda sekretarkę, szamoczącego się z losem fabrykanta. Każde z nich ma swoje marzenia i problemy, które wydają się współczesne. Każdy podczas tych kilku dni spędzonych w Grand Hotelu się zmienia. Otto uczy się cieszyć życiem i wydawać pieniądze, balerina nabiera werwy, cwany młodzieniaszek odkrywa czym jest miłość, fabrykant zaczyna oszukiwać.
Śledzi się ich losy z zapartym tchem, trzymając kciuki to za schorowanego Ottona, to za zagubionego pięknoducha. Czasem akcja staje się nieprawdopobna, skręca w stronę bajki, zwłaszcza zakończeniem. Ale tak naprawdę, kto z nas nie lubi pięknie powiedzianych bajek ?
Warto: