Wnętrze mojej lodówki stanowiło rodzaj stale odnawiającej się osnowy mojej przyszłości. Czekały tam na mnie cząsteczki, które zapewnią mi energię w następnych dniach-w formie bakłażanów, soku mangowego czy czego tam jeszcze. Moje Mikroby, toksyny i jutrzejsze proteiny czekały w tym chłodnym przedpokoju. Myśl o tym, ze jakąś obca ręka, przez takie przypadkowe podbieranie, zamierzała się na tego kogoś, kim się kiedyś stanę, napawała mnie głębokim niepokojem. Gorzej: ona mnie wzburzała.
Eric Faye, Nagasaki, Str 13
Zastawialiście się kiedyś co zrobilibyście, gdyby zaległo się w was podejrzenie ze w waszym domu zamieszkuje obcy? Wyjadający to i owo z zapasów, używający waszej wanny, ręczników i pościeli? Taka historia zdarzyła się kiedyś Japonii, taką historię wyczytał kiedyś z gazet francuski pisarz i potem zamienił w książkę. Nagrodzoną zresztą. A właściwie w książeczkę. Z dwoma tylko postaciami. Właścicielem mieszkania i ukradkiem przebywającą tam intruzką. Wyszło z tego opowiadanie nie o walce o przestrzeń życiową, ale o przyzwyczajeniu do samotności. A także o tym, jak istotne jest docenianie tych krótkich chwil kiedy promienie słońca osiągają natężenie idealne i pozwalają się cieszyć łagodnym światłem i ciepłem. Właśnie delikatność spokoju jest głównym bohaterem tej przypowiastki. Która można sobie wrzucić na dwa dni to torebki, żeby poczytać cos pasującego nastrojem do schyłku lata.
mowa o: