Tak dobrze czuł się z głową przy głośniku, jak nieopierzony młokos, ten wieczór był gorącą kulą czułości, w której zapominał o otwartych ranach.
Despentes „Vernon Subutex” Str 308
To nie Vernon tylko Venom, tak należałoby odczytywać imię bohatera tej książki. Jad, który zatruwa życia kilku, a może i kilkunastu postaci przewijających się przez jej strony. Bo Vernon staje się dla każdego z nich niespełnionym marzeniem, jest świadkiem lub obiektem pragnień.
Wyrzucony ze swojego paryskiego mieszkania za niepłacenie czynszu, błąka się od jednego znajomego do drugiego, przemieszkując to tu to tam po kilka dni. Kiedy tak wędruje od drzwi do drzwi jego historia zaczyna przypominać tę z filmu Broken Flowers. Tyle, że paryskie kwiatki po kolei odwiedzane przez Vernona są nie tylko połamane, ale i podwiędłe. Jak czterdziestokilkuletnia kobieta, właśnie opuszczona przez dorosłego syna lub podstarzały tatuś, przytłumiony przez żonę i zasobnych teściów. Jedno pragnie uczucia, drugie odrobiny szaleństwa i sukcesu. A gdzieś tam, po bokach tej historii snują się transy, bulemiczki, rekiny finansów i rozrywki, mała nimfomanka oraz kilku bezdomnych.
Voila! Mamy Paryż sportretowany jak przez Pollocka: krótkie chlapnięcia różnych opowiastek, wszystko razem pstre, agresywne i bezładne. Choć nie, jest jedna linia ciągła, które łączy kropki: historia rockmana samobójcy i nagranych przez niego kaset, będących w posiadaniu Vernona. Kaset mających dla wielu sporą wartość, i to z różnych powodów. Jednak Vernon jest nieświadomy tego faktu i stacza się coraz niżej tej równi pochyłej, jaką jest paryska ulica.
Kiedy tak leciał w dół i w dół, spoglądałam na niego z coraz większym dystansem i zniecierpliwieniem. I przerwałam jego lot w środku strony. I nie skończyłam czytać tej książki, bo nie widziałam w tym ani sensu ani żadnej przyjemności.
Dla szukających udręki: