Oto jest

z biblioteki

Przede wszystkim gorące podziękowania dla wszystkich, którzy zechcieli mnie wesprzec w wyborze odpowiednich lektur. Jesteście niezawodni! Dzięki Wam skompletowałam nie tylko bardzo interesujący stos, ale i mam sprecyzowane plany czytelnicze co najmniej na następne półrocze!

Przyznam, że jeszcze nigdy wypożyczanie nie poszło mi tak szybko i gładko. Na dodatek czekała mnie oprócz sterty książek inna miła niespodzianka. Okazało się, że coś mi się pokręciło i remontu biblioteki nie będzie jednak  w tym roku, więc można będzie z niej normalnie korzystać przez najbliższe miesiące. Ucieszyłam się, choć tylko połowicznie, bo miałam nadzieję, że przy okazji kolejnych ulepszeń przemalują te upiornie słoneczne, żeby nie powiedzieć oczobijne kolorki, jakie są na ścianach od zeszłego lata. Niestety nic z tego, jedyna szansa w tym, że z czasem kurz osiądzie i zmoderuje ten radosny gwałt na moim poczuciu estetyki.

No dobrze, wracajmy do tzw. meritum, czyli mojej sterty usypanej przy Waszym bardzo czynnym współudziale. Od góry biorąc, mamy: 

  1. Polecanego przez Det Gittes Rotha, a konkretnie „Teatr Sabata”. Przejrzałam, i już widzę, ze będzie to ostra jazda i wiatr we włosach. No i dobrze.
  2. Sugerowanego przez Magamarę Pavese, czyli „Piękne lato”. Chyba nie mogłam trafić na bardziej odpowiedni do pory roku tytuł.
  3. Odkrycie moich wakacyjnych zaczytań, czyli Evelyn’a Waugh. Tym razem wezmę się za jego debiutancki „Zmierzch i upadek”.
  4. Ogólnie chwaloną Sara Waters. Wybór padł na „Pod osłoną nocy”.
  5. Dawno planowane „Faktotum” Bukowskiego.
  6.  Wspomnianego prze Snoopy’iego Coetzee. Wzięłam „Foe”, ale coś mnie trochę odstrasza archaiczny język narracji. Zobaczymy, jak to będzie w czytaniu.
  7. „Serce tak białe”, czyli przypomnianego przez Magamarę Marias’a.
  8. Wymienionego przez Det Gittes Calvino, czyli „Jeśli zimowa nocą podróżny”.
  9. „Książkę o Sycylii” Iwaszkiewicza, którego to wyboru chyba nie musze tłumaczyć.
    Dziesiątej pozycji, brak, bo nie zdąrzyłam przeczytać Byatt’a i zostawiłam go sobie na następny miesiąc.

 Uff, teraz tylko siąść i czytać. Czego sobie i Wam życzę.

tell me, tell me, tell me

Potrzebuję wsparcia w trudnym procesie decyzyjnym. Jutro wybieram się do biblioteki, która ma być zamknięta na następne 2 miesiące. Mogę sobie wybrać 10 książek. Na nowości nie mam co liczyć, więc większość zachwalanych na blogach pozycji odpada. Klasykę w najczystszym wydaniu , czyli siostry Bronte, Austen czy Fizgeralda mam albo „zaliczoną” albo na własnych półkach. Kto mnie czyta, ten mniej więcej wie co czytam ;). Stąd prośba o pomysły na mało niszowe, w miarę współczesne i nie czikliteraturowate tytuły. Wszelkie (i liczne) sugestie bardzo mile widziane.

dziedzictwo

Najwyższy czas, bym napisała o mojej niedokończonej wakacyjnej lekturze. Był to przebój sprzed paru lat, osławiony i zachwalany „Inheritance of Loss”. No i cóż, powinnam powiedzieć w tym momencie to, co Gomber w sprawie Słowackiego: „jak zachwyca kiedy nie zachwyca?” No bo nie. Mimo niewątpliwie sprawnego pióra i błyskotliwych metafor.

Bo nie lubię tej całej martyrologii etnicznej, wyciskania z czytelników postkolonialnych wyrzutów sumienia jak wągrów z twarzy małolata. Może tych wszystkich byłych wielkomocarstwowców wzrusza i porusza nawał nieszczęść, których zaistnienia  maja czuć się współwinni. Pisarka bardzo hojnie wyposażyła swoje postaci w kalectwa moralne i charakterologiczne. A ja szczerze nie cierpię, gdy autor nadmiernie manipuluje moimi uczuciami. Tymczasem Kiran każe mi współczuć zbyt dużej ilości osób, łkać nad losem zbyt wielu i zbyt często. Powinnam przecież pochylić się nad losem porwanego pieska, niekochanej sierotki, zagubionego buntownika, maltretowanej żony, zakompleksionego sędziego, zabiedzonego kucharza, zahukanego emigranta, ograbianych staruszek, niesłusznie uwięzionego biedaka, i jego wynędzniałej rodziny. Czy to trochę nie za dużo, jak na jedną książkę?

Cały ten programowy przegląd niedostatków ludzkich w końcu wywołuje znużenie zamiast łez. Na dodatek, mimo egzotycznej lokalizacji, zaskakująco nieobcy wydał mi się klimat i problemy książki. Poniewierany emigrant, hmm, czy przypadkiem nie przerabialiśmy tego jeszcze parę lat temu jako własnej niedoli narodowej? Zachłyśniecie się obcą kulturą, ha! Mówcie do mnie o tym jeszcze, tu, w kraju, gdzie w przeddzień od wieków świętowanych Zaduszek nagle każe się nam dłubać w dyni i podskakiwać w asyście miotły i spiczastego kapelusza! Nihil novi sub sole, chciałoby się szepnąć do ucha pani Kiran, kiedy patrzy z niedowierzaniem jak odkładam jej książkę – niedoczytaną. A jeśli chodzi o Słowackiego, to mnie zachwyca.

mowa o:

 

bez upału

Grzeczna, pomyślała, nie na pewno nie jestem grzeczna, najlepsze, co można o mnie powiedzieć, to że mnie to interesuje.

Tove Jansson „Lato”

lato

Gdyby nie recenzja Zosika, pewnie nie przekonałabym się do kupna tej książki. Czytanie Tove Jansson bez muminków wydawało mi się równie niedorzeczne jak spożywanie herbaty na sucho. Tymczasem okazało się, że byłam w błędzie. Nie, herbatę dalej zalewam wrzątkiem, ale historia Sophii i jej babki okazała się dla mnie równie urzekająca, jak przygody małych trolli. Może dlatego, że babka stanowi syntezę Mamy Muminka i Włóczkija, a Sophia z kolei jest charakterologicznie bliską krewną małej Mi i Filifionki (tej, co bała się katastrof). A może dzięki niezwykłej relacji pomiędzy tymi dwiema postaciami. Może wreszcie dzięki temu, że książka stanowi kolejny opis oswajania tego co straszne, smutne, i niezrozumiałe. Muminki przysposabiały Bukę, samotne wyspy, i małe, ale wredne smoki. Sophia ma do oswojenia znacznie poważniejszy problem: śmierć własnej matki.

Nigdzie nie jest wyraźnie powiedziane, że dziewczynka czuje się przerażona lub opuszczona. Jednak kolejne rozdziały tej książki, (a właściwie opowiastki, bo każdy z nich stanowi osobną historię z pobytu Sophii na wakacyjnej wyspie), stanowią jakby ilustrację jej lęków i osamotnienia, oraz sposobu w jaki radzą sobie z nimi razem z babką. Ta stara kobieta, do której coraz bardziej dociera świadomość jak bardzo bliskie końca jest jej życie, okazuje się świetnym wychowawcą, przyjacielem i psychologiem swojej wnuczki. Nie zawaha się przed wdrapaniem się na strych, by przynieść wnuczce stary szlafrok, który pomoże ukoić jej lek o ojca. Wypuści z rąk laskę, i uda bezbronność, wiedząc, że tylko w ten sposób pomoże wnuczce zejść z wyjątkowo wysokiego drzewa, bo ta zechce jej przyjśc na ratunek. Zbuduje dla niej naprędce kartonowy pałac, by zastąpić oryginał, który przepadł podczas deszczu. I będzie z nią rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać.

Nie znaczy to jednak, że książka stanowi wyłącznie podręcznik z zakresu pedagogiki (swoją ścieżką, zrobiłabym z niej lekturę obowiązkową dla wszystkich rodziców, wychowawców i nauczycieli). Buńczuczność babki, jej umiejętność cieszenia się chwilą, sposób tłumaczenia świata i ludzi, to pokaz tego, jak Jansson rozumie tzw „dobre życie”. A  że książeczka jest niewielka i poręczna, można sobie o tej prostej i naprawdę mądrej filozofii pani Tove poczytać i w tramwaju, i w knajpce i w kolejce na dworcu PKP.

mowa o:

zaczynamy od góry

„Właściwie mówiąc –powiedział Karol – to już będzie dwa lata jak byłeś na Sycylii, ale mi jeszcze nic o tej podróży nie opowiedziałeś”

Podróże do Włoch, Jarosław Iwaszkiewicz Str 226

etna i cytryny

Żeby nie czekać aż dwa lata, po upływie dwóch miesięcy, z intensywnym współudziałem Pana I. zaczynamy snuć opowiastki o tej, na pewno wartej słów wielu poetów i pisarzy, wyspie. A że Pan I. przesiaduje obecnie w niebiesiech, zaczniemy stąd, gdzie ma najbliżej. Od szczytów Etny.

Piękno masy całej Etny, zawsze od góry pokrytej śniegiem i najczęściej dymiącej, jest czymś tak niezwykłym, tak wzruszającym. Ostatnio mieszkałem w „Timeo” trzy tygodnie i co dzień miałem przed oknem ten widok, i co dzień wzbudzał on we mnie podziw i niepokój. Ta śnieżna piramida siedząca jak babia Góra na niebieskim morzu jest zachwycająca.

I zawsze natycha wierszami. Platen pisał tak pięknie o tym widoku:

Ogromny biały trójkąt jasne gniecie brzegi

Jak nieruchomy obłok, skamieniała chmura,

To Etna. Z niebieskiego morza srebrna góra

Wznosi ku sinym mitom swoje wieczne śniegi

Tamże, str 206.

 

 

Cóż mogę dodać do takiego opisu? Dane liczbowe, świadczące o tym ,że jest to największy Wulkan w Europie i wciąż bardzo żywotny, będą brzmiały zbyt sucho i prozaicznie. Dodam wiec tylko, że Etna wygląda bajkowo zarówno z oddali jak i zupełnie z bliska. Różnica polega na tym, że majacząc na horyzoncie z chmurką dymu u szczytu,  przypomina ilustracje do „lata z Doliny Muminków”. Natomiast w z bliska oferuje zwiedzającemu iście księżycowy krajobraz i złudzenie stąpania po Srebrnym Globie.

etna z bliska 2

 

w okowach

Zdjęcie pochodzi ze strony http://www.wlpf.org/Books/Books.htm

 Drugie drzwi prowadziłyby do gabinetu. Ściany od dołu do góry zastawione ksiązkami i pismami, których monotonie przerywałoby tu i ówdzie pare sztychów, rysunków, reprodukcji – Święty Hieronim Antonella de Messina, detal z Triumfu świetego Jerzego, więzienie Piranesiego, portret Ingresa, widoczek piórkiem Kleego, pociemniałe zdjecie Renanan w jego gabinecie w College de France, dom towarowy Steinberga, Melanchton Cranacha – to wszystko na drewnianych płytach wmontowanych w półki. Nieco na lewo od okna i trochę skosem długi stół, a na nim płat czerowonej bibułki, miseczki z drzewa, piórniki, różne naczyńka z ołówkami, spinaczami agrafkami, „konikami”.

Georges Perec „Rzeczy”

 

Dzieki zaproszeniu Chihiro mogę wziąć udział w krążacym ostatnio łańcuszku bukinistycznym. Ponizej moje odpowiedzi na zadane przez Chihiro pytania:

 1. Jak wyglądałaby Twoja wymarzona, idealna biblioteczka (chodzi zarówno o dobór książek jak i pomieszczenie)?

 Hmm, jak widać pan Perec opisał to ładniej ode mnie. A tak poważnie, to byłby to baaarrdzo obszerny pokój (30-40 metrów kwadratowych, w końcu zmyślanie nic nie kosztuje) z rzędami półek wzdłuż ścian, sięgającymi niezbyt wysoko, bo po drabinkach biegać nie lubię, a wzrostu jestem raczej średniego . Za to przestrzeń nad półkami byłaby zawieszona rycinami, obrazami, grafikami, a na górnej powierzchni regału pewnie stałoby mnóstwo bibelotów. Musiałby być jeszcze wygodny szezlag, wielkie biurko, i okna balkonowe z wyjściem na spory teras, tak, żeby latem można było czytać na dworze. A co na półkach? Biografie, klasyka , i sporo różności łącznie z albumami, poezją  i filozofią. Porządek jeśli w ogóle jakiś, to tylko mój własny, bez podziału na wzory, kolory czy litery alfabetu.

2. Czy masz książkę/i, do której/ych wracasz co jakiś czas? Jeśli tak, to jaką/jakie?

Z założenia kupuję książki, do których mam nadzieje kiedyś wrócić. Uwielbiam zaglądać do Muminków, baśni Andersena, Miry Michałowskiej no i zbiorów wierszy Plath, Bursy, Hiershfield, Szymborskiej.

 3. Czy w Twojej rodzinie wszyscy sporo czytają, czy rodzina w jakikolwiek sposób wpłynęła na Twoje zwyczaje czytelnicze?

Moja rodzina jest jakoś genetycznie zaprogramowana na czytanie i ci, którzy nie zaglądają do książek, są albo „wcieleni” do niej z zewnątrz, albo podejrzani o bycie „podmieńcami”. Oczywiście uwielbiamy podtykać sobie nawzajem książki, szperać po regałach podczas odwiedzin. To, co znajdowałam w rodzinnych księgozbiorach na  pewno miało wpływ na moje smaki czytelnicze,. że o obyczajach nie wspomnę. To przez takie a nie inne wychowanie odpoczynek bez książki nie jest dla mnie odpoczynkiem, a ludzi którzy nie czytają nie potrafię darzyć zbyt dużym zainteresowaniem. Tak mi skorupka za młodu nasiąkła i nie poradzę już teraz nic.

 Teraz do łańcuszka chciałbym zaprosić Magamarę, Młodą Pisarkę, Metafory i Dormęzę, oraz każdego, kto ma ochotę wziąć w nim udział. Do wyboru są pytania na które właśnie odpowiedziałam, lub te poniżej, świeżo przeze mnie zmyślone:

  1. Którego z bohaterów literackich zaprosiłabyś do swojej rodziny lub kręgu przyjaciół? Proszę o uzasadnienie.
  2. Jeśli miałabyś taką możliwość, którego z nieżyjących pisarzy lub poetów obdarzyłabyś drugim życiem, by umożliwić mu/jej napisanie jeszcze kilku książek lub wierszy? Też proszę o uzasadnienie.
  3. Kupna jakiej książki odmówiłaś sobie ostatnio? Dlaczego?