Problem z historią jest właśnie taki-lubimy myśleć o niej jako o księdze. Że wystarczy przewrócić stronę i iść, kurwa, dalej. Ale historia to nie papier, na którym ja wydrukowano. To pamięć, a pamięć to czas, emocje, pieśń. To rzeczy, które w tobie zostają.
Paul Beatty „Sprzedawczyk”, Str 137
Wzięłam się za tę książkę z dwóch powodów. Po pierwsze uwielbiam język i humor autora. Jego Biało-czarnego wspominałam bardzo dobrze, bo wielkie zrobił na mnie wrażenie szalony, prześmiewczy i brawurowy styl narracji. Cudnie oddany w tłumaczeniu. Przekład Sprzedawczyka, jest w innym wykonaniu, niekoniecznie gorszy. Ale tak jakby bardziej wyważony. O ile słowa wyważony można użyć do określenia sposobu poprowadzenia tej opowieści.
Drugi powód, dla którego sięgnęłam po Sprzedawczyka, to jego tematyka. U nas wciąż słabo znana, bo dotycząca problemów rasowych w USA. Owszem, słyszymy o nich dość często, ale tak serio, to mamy chyba niewielkie pojęcie o ich pochodzeniu, skali i formie. Tymczasem książka Beattego to istny leksykon pojęć dotyczących segregacji i walki o jej zniesienie. Fakt, że ich wyjaśnienie znajdujemy raczej w przypisach niż w tekście zasadniczym, w niczym nie umniejsza wagi zawartych w książce informacji. Jest to historia Afroamerykanów może nie na wesoło, ale na luzacko opowiedziana, i to ze szczegółami, bo autor nie pominął chyba żadnego istotnego wydarzenia z tego zakresu. Przy czym są to raczej wzmianki na ich temat, niż podręcznikowe opisy. Główna wątek powieści jest tak pokręcony, że nieraz się zastanawiałam, czy dobrze rozumiem intencje i żarty autora.
Oto bowiem protagonista powieści, Afroamerykanin wychowany bardzo niekonwencjonalnie przez ojca psychologa, postanawia wprowadzić w swojej miejscowości segregację rasową. I to w czasach, gdy Ameryka ma wreszcie pierwszego niebiałego prezydenta, a prokuratorem jest kobieta w której łatwo rozpoznać Kamalę Harris.
Mimo tak specyficznej sytuacji protagonista krok po kroku wdraża zasady nierówności rasowej w swoim , prawie już nieistniejącym, miasteczku. Prowadzi to do wielu niekonwencjonalnych sytuacji i zaskakujących wniosków. Tak bardzo, że często łapałam się na dociekaniu, jak mocno moja zbyt mała wiedza na temat segregacji wpływa na odbiór tej książki jako najbardziej zakręconej lektury ostatnich czasów. Kiedy pogrzebałam trochę w sieci, przekonałam się, że książkę tak spostrzega całkiem liczne grono czytelników, łącznie z tymi, co mają świetne rozeznanie w rasowych problemach USA. Odetchnęłam więc z ulgą, przegnałam niepokoje i zaczęłam żałować, że nikt w podobnym stylu nie próbuje opisać naszych rodzimych problemów z równouprawnieniem, że u nas to wszystko takie sztywne, seriozne, i bez krzty humoru. Cóż, sprawa jest poważna, ale, wbrew pozorom, przedstawienie jej w ironiczny i zjadliwie zabawny sposób mogłoby naprawdę dać nam świeższe i ostrzejsze na nią spojrzenie. Czego Nagrodzony Bookerem Sprzedawczyk dowodzi doskonale.
mowa o: