o snach jeżdżących koleją

W tobie, tu, w twoim włosie, dla przykładu, istnieją tysiące galaktyk, miliony małych światów, a oka mgnienie dla ciebie, dla nich stanowi miliony lat. Być może powstał tam właśnie świat, od wirów pierwotnych mas ognistych aż po podwyższenie stopy dyskontowej do czterech i pół procent na skutek nieprzewidzianej zmiany cen cyny… Być może na jednym z maleńkich atomów –atomów twojej rzęsy rozmyśla jakiś Platon lub kocha jakaś Julia.

Herbert Rosendorfer „Budowniczy Ruin”, Str 140, 141

Nie dość, że zrobiłam dużą pauzę, to jeszcze planuje woltę. Zamiast kolejnego podsumowania podsuwam Wam książkę czytaną na przełomie starego i nowego roku. Nie mam zamiaru bawić się w filozofię i uduchowione rozważania, żeby wytłumaczyć skąd ten pomysł. Powód jest prozaiczny: zbliżający się termin zwrotu książki do biblioteki.

Trafiłam na nią nieprzypadkowo, bo z polecenia osoby, w której gust literacki wierzę. I muszę przyznać, że lektura tej wiary nie zachwiała. Dostarczyła mi za to mnóstwa literackich zawirowań i zdziwień.

Fabuły książki nie podejmuję się przedstawić, bo nie sposób jest opowiedzieć wszystkich wyśnionych i zmyślonych historii w niej opisanych. Powiem tylko, że co kilka stron wpadałam tu w coraz to inną dziwną opowieść, jak Alicja biegnąca po łące pełnej króliczych nor.

Akcja książki przypomina swoją konstrukcją Dekamerona, Opowieści Canterbury i Rękopis Znaleziony w Saragossie. Zresztą na podobieństwo do tej ostatniej książki powołuje się sam autor, wkładając w ręce jednego ze swoich bohaterów dzieło Potockiego. I tu muszę się przyznać, że powieść ta jest znana mi tylko z filmu, więc jedynie mniej więcej orientuję się na czym polega jej, noszący znamiona szaleństwa, urok.

Z książką Rosendorfera jest nie inaczej: Jej czar opiera się na niesłychanej mnogości i zawiłości zdarzeń. Oto bohater w jednej chwili jedzie pociągiem, spotyka stukniętego współpasażera, jest nagabywany przez policję, a w następnej wędruje po rozległym parku, natykając się na dziwny pomnik i jeszcze dziwniejszych spacerowiczów. Im dalej w tekst tym bardziej niesamowite robią się jego przygody.

Kończąc chcę zaznaczyć, że ta książka jest raczej nie dla łowców sensacji, a bardziej dla czytelników wytrwałych, cierpliwych i ceniących sobie absurd i finezyjne poczucie humoru. Takich właśnie do lektury Budowniczego ruin chce namówić. A dla zachęty dodam, że książka została ostatnio wznowiona i choć stare wydanie, znalezione przez mnie w bibliotece, ma o niebo ładniejszą okładkę, to nowe jest pewnie łatwiej dostępne i bardziej nadaje się do czytania w pościeli.

mowa o: