penpals

Na początku omijałam tę książkę szerokim łukiem, mimo, że tytuł wyskakiwał jak diabeł z pudełka, za każdym razem kiedy stukałam do katalogu biblioteki. Nie uchodzi, szeptało moje sumienie, nie wypada wysłuchiwać ploteczek jakiejś znajomej na temat poetessy, która tychże ploteczek ani zdementować ani potwierdzić już nie może. I tak się szarpali przez parę lat, to moje nieugięte sumienie z nie mniej nieustępliwą ciekawością. I trwałoby to jeszcze nie wiadomo jak długo, gdyby nie kolejne wydarzenie wydawnicze z Panią O. w roli głównej. Na ksiegarniane półki wypłynęły niby statek widmo sekretne listy Agnieszki i Jeremiego. Wtedy to sumienie wreszcie zostało mocno rąbnięte w plery z okrzykiem zobacz no co tu się wyrabia a Ty się czepiasz jakiejś zmyślonej korespondencji z duchem. Cóż mogło ono biedne zrobić, skuliło się, zgarbiło, położyło uszy po sobie i delikatnie wzruszyło ramionami. Ciekawość wyczuła, że wreszcie jest górą i mocnym, a triumfalnym gestem pochwyciła tom i pognała szybko do domu, posadziła mnie na kanapce i kazała czytać.

No i teraz, po przeczytaniu, mogę powiedzieć, że nie było właściwie o co toczyć bojów. Książka mająca być w zamiarze epistolarną historią przyjaźni sięgającej aż poza grób, nie ujawnia niczego co mogłoby zaniepokoić lub zniesmaczyć. Można się z niej dowiedzieć o tym jak mniej więcej wyglądało życie codzienne Osieckiej. Można wyczytać, że mieszkała z mamą w mieszkaniu do którego nie miała własnych kluczy, gości częstowała kompotem, a właściwie najchętniej zapraszała do swoich znajomych, bo za bardzo na robienie imprez warunków nie miała. Podróżowała dużo, zakochiwała się często, ubierała kiepsko, bawiła dobrze, pisała świetnie.

Największą zagadką książki pozostaje nie sama postać poetki, ale charakter jej relacji z autorka. Była to przyjaźń czy nie była? Dla której z nich bardziej? Bo dlaczego Agusia przemilczała Hanię w Rozmowach w tańcu? Dlaczego tak ciężko znaleźć korespondencję miedzy paniami? A może tylko Hania sobie myślała, że wielka autorka obdarza ją specjalnymi względami? A tak naprawdę była czymś pośrednim miedzy telefonem zaufania, a nadwornym błaznem? I właściwie jak i dlaczego i kiedy cała ta przyjaźń czy też znajomość się rozsupłała, rozsypała wręcz? O to pyta coraz częściej autorka, a i czytelnik zaczyna się coraz mocniej zastanawiać, o co w tym wszystkim właściwie chodzi. Czy tylko o zebranie kilku wspomnień i anegdot, czy próbę dopowiedzenia tego, czego się we właściwym czasie, czytaj za życia poetki, dopowiedzieć nie udało. Powoli wartki potok zabawnych historyjek zaczyna się zamieniać w strumień zarzutów, wymówek i żali.

Kiedy jest już prawie za gorzko, następuje koniec części pierwszej i zaczyna się ta druga. I tutaj jest to, co może być najlepszego, bo najpierw listy samej Osieckiej do Hani B., potem kilka jej tekstów. I tam dopiero widać jakim pazurem miała zakończone pióro Agusia i jakim arsenałem bezcennych wspomnień dysponowała. Jak Choćby to Hłasce, który wymyślał siebie wciąż od nowa, i był ukochaniem każdego, kogo na swojej drodze spotkał. Jeszcze bardziej  na końcu książka ma zdjęcia z komentarzami, gdzie można wreszcie zobaczyć i obie panie i tzw Towarzystwo. I tak ciekawość zostaje zaspokojona, sumienie niepotargane, a rodzinne tajemnice na zawsze tylko i wyłącznie rodzinne. Ja tam byłam, miód i gorzałkę ze stron spiłam.

mowa o: