Różowy podobno rozbraja wrogów, osłabia i zmiękcza, pewno dlatego jest to kolor stosowny dla małych dziewczynek.
Margaret Atwood Kocie Oko, Str 44
Małe dziewczynki, te w różowych płaszczykach, rajstopkach i czapeczkach, z misiami i lalami pod pachą, to tylko pozorne wcielenie słodyczy i bezbronności. Bo kiedy rzucają do siebie piłką, kręcą skakanką, wymieniają się kolekcjami kulek czy naklejek, być może wcale nie prowadzą zwykłych dziecięcych zabaw, lecz wyrafinowaną i perfidną wojnę emocji i nerwów. To nie chłopcy walczący na śnieżki, kije i kamienie, ale małe dziewczynki są niebezpiecznymi predatorami, krążącymi po szkolnych i podwórkowych placach zabaw.
Dokładną i fascynującą analizę tego zjawiska właśnie miałam okazję przestudiować w niedawno przeczytanej książce Margaret Atwood. Jak zwykle ostro, ale i z poczuciem humoru, autorka pod pretekstem wspomnień powracającej do miasta lat dziecinnych artystki, opowiada o tym, jaką traumę potrafią dzieci zgotować dzieciom. Ale też i o tym, co za agresją dziecięcą stoi, jakie zjawiska społeczne i psychologiczne mogą być ich przyczyną.
Bez obaw, to nie jest książka o okrucieństwie, jak sugeruje opis na okładce. Przez który, zupełnie niepotrzebnie, tak długo zwlekałam z jej przeczytaniem. Dla mnie to raczej opowieść o tym, jak nauczyć się mówić nie, o nabywaniu zdolności przeciwstawiania się psychicznej pomocy. Która to umiejętność raz wykształcona, okazuje się przydatna w wielu sytuacjach napotykanych w późniejszym, dorosłym życiu.
O czym jak zwykle ze swadą, choć i nie bez pewnych potknięć ( te przekolorowane opisy obrazów bohaterki! Ten cudowny braciszek!) pisze Atwood.
mowa o: