roaring

Gdyby w prezencie na początek wakacji ktoś ofiarował mi bilet na podróż nie w przestrzeni, a w czasie, na pewno za cel wyprawy obrałabym dwudziestolecie miedzywojenne. Wtedy cała Europa popadła w euforię po zakończeniu I wojny światowej, rzeczywistość przeciągała się i obejmowała szersze niż kiedykolwiek horyzonty. Na tym swojskim Tytanicu, jakim okazała się II RP, panowała szampańska zabawa upojonych świeżo odzyskaną wolnością i niekłopoczących się przyszłością. Rozkwitały talenty, kariery, nowe nurty, trendy i szaleństwa. W Zakopanym za mężem goniła rozczochrana Stryjeńska, w warszawskiej Ziemianskiej gromadził się tłum najprzedniejszych literatów, Witkacy uwieczniał członków Towarzystwa na psychodelicznych portretach, Loda Halama przytupywała w dzikich foxtrotach, a Hanka Ordonówna zapewniała, że miłość i tak wszystko wybaczy. Hasłem dnia było „ niech żyje bal”, a mnie w ślad za nim wypada zakrzyknąć niech żyją książki, w których można o tym wszystkim przeczytać.

 

Oczywiście im więcej takich książek się  zalicza, tym bardziej wtórne wydają się kolejne lektury na ten temat. Dlatego czytając o życiu prywatnym elit artystycznych II RP nie raz mruczałam pod nosem, że no tak, to wiem, o tym słyszałam, a to Pani Madzia S. dawno już we wspomnieniach opisała. Ale zdarzało mi się też i westchnąć o naprawdę? Naprawdę Franz Fiszer był pierwowzorem ukochanej postaci mojego dzieciństwa, Pana Kleksa? Maleńki Leśmian miał serce tak wielkie, że pomieścił w nim dwie żony? A niepozorny Schulz wzbudził namiętne uczucia Nałkowskiej?

I tak to od czasu do czasu oblizywałam się przy łykaniu tych smakowitych plotek sprzed wieku, z pewną przekorą zaglądałam nie tylko do saloników, ale i sypialni wielkich, minionych rodaków, podprowadzana  do szpary w drzwiach przez dyskretnie mrugającego na mnie autora. Który zasługuje na pewno na pochwałę za to, że umiał skompilować tak wielki obszar wiadomości w coś, co czyta się z uśmiechem zadowolenia na ustach.

mowa o: