Robert Doisneau „Prevert au gueridon”
Boją się tego, co –wiedzą o tym- tkwi gdzieś w otaczającym ich mroku, co może w każdej chwili pojawić się w niewątpliwym świetle latarek, tak że nie będzie tego można zignorować, wytłumaczyć. Boją się wroga, którego nie da się ująć statystycznie, Gorgony, która odmawia chirurgii plastycznej, wampira pijącego krew z niegrzecznym, nietaktownym siorbaniem, brzydko pachnącej bestii, co nie używa dezodorantów, niewymownego, co wbrew ich uciszaniu nalega, by wymówić jego imię. Pośród wielu odmian potworów, powiada George, boja się małego mnie. ( Ch. Isherwood „Samotność” )
George jest starzejącym się gejem, który właśnie uczy się żyć po utracie swojego długoletniego partnera. Mieszka w L.A., jest wykładowcą na uniwersytecie, ma uroczy domek w dzielnicy pełnej przykładnych amerykańskich rodzin. Drażnią go pałętające się po dzielnicy dzieci, drażni go fakt, ze ustalone od wielu lat jego własne rytuały nagle znikły, przez nieobecność, która zajęła miejsce jego Jima.
Formalnie George jest sam tyko przez kilka godzin wczesnego poranka. Potem będzie cały czas wśród ludzi, rozmawiając ze studentami, odwiedzając mniej lub bardziej lubianych znajomych. W pewnym momencie przekonuje się, że już mimowolnie zaczął poszukiwać nowego kochanka. Jednak czytelnikowi nie jest dane dowiedzieć się czy te poszukiwania kończą się sukcesem. Bo cała akcja tej książki to tylko jeden dzień z życia George, raport ze stanu po utracie.
Mimo tematyki, książka wywołuje nie tyle uczucie smutku, co znużenia. Rezygnacja George, jego nieudolne próby oddalenia poczucia opuszczenia, balansowanie na skraju rezygnacji i wysiłku odnalezienia nowego stylu życia, to powoduje, że mu współczujemy, ale jednocześnie zdajemy sobie sprawę, jak bardzo przez jego przygnębienie nie chcemy być przy nim-by nie stać się takimi jak on. Nawet autor książki wyrzeka się w końcu George’a, formułując taki a nie inny epilog jego losów. Mogący stanowic zawód dla czytelnika, który choć trochę poczuł do George’a sympatię.
mowa o: