Żyłem w dziewiętnastym stuleciu jak mięczak w muszli, a teraz ono leży przede mną puste jak niezamieszkana muszla. Trzymam ją przy uchu. Co słyszę?
Walter Benjamin „Berlinskie dzieciństwo na przełomie wieków”, str 13
Czytać Berlińskie wspomnienia nad Morzem Tyrreńskim? Pokój z widokiem jak najbardziej, ewentualnie coś Puzo, ale ten starszy pan w wytartym surducie średnio pasuje do palm i plaży. Opisywany przez niego chłód ulic, półmrok staroświeckiego mieszkania, stanowić może zbyt ostry kontrast z połyskiem słońca na skrzydłach mewy czy zapachem pizzy. No i bardzo dobrze. Włoskie wakacje niekoniecznie muszą oznaczać pęd przez nieznane uliczki wśród wrzasku klaksonów i gromkich pozdrowień tubylców. Można czasem usiąść daleko od innych, dać sobie czas na mrużenie oczu i rozleniwienie myśli. Snucie marzeń i wspomnień. A do takiego stanu ducha słowa pana Benjamina będą akompaniamentem idealnym. Bo kiedy zdarza się kolejny dzień z porankiem nierozdziobanym przez hałas budzika, warto zabrać się za niego jakoś inaczej.
Walter podsuwa nieśmiało opowieści jak szkatułki pełne staroświeckich drobiazgów, które zachwycają delikatnością i precyzją wykonania. I ma się czas, żeby każdy z nich wziąć powoli, obejrzeć z każdej strony i należycie docenić. Raz znajdziemy chłopięce pończoszki zwinięte w miękki kłębek, raz lśniący różowawą poświatą naparstek, a kiedy indziej pudełko z farbkami. Zwykłe rzeczy otulone liryką dziecięcych wspomnień. Których jakość można zrozumieć znacznie lepiej po przeczytaniu posłowia, gdzie opisano okoliczności powstania tej niewielkiej książeczki. A były one dosyć dramatyczne, jej wersja ostateczna została znaleziona w Bibliotece Narodowej w Paryżu dopiero w roku 1981, po ponad czterdziestu latach od dnia, gdy została tam ukryta przez uciekającego przed faszyzmem Benjamina. Znajomość tych faktów, jak i losów autora, na pewno dodaje książce pewnego emocjonalnego ciężaru. A z drugiej strony pozwala na uświadomienie sobie, czym jest dar gromadzenia wspomnień.
mowa o: