Czy naprawdę nie zdarzyło mi się popełnić jeszcze notki o Muminkach? Nie wierzę! Jestem przekonana, że gdyby na uniwersytetach wykładano muminkozofię, miałabym szansę na niezła posadkę, bowiem Muminkami zajmuje się lat kilkadziesiąt. Uważam nawet, że Muminki mogłyby stanowić doskonałą lekturę zastępczą na zajęciach z filozofii, bo milsze i poręczniejsze od Tatarkiewicza, a o tym jak żyć powiedzą też sporo. Ale ponieważ to temat na więcej niż jedna notkę, zakładam sobie osobna kategorię na moje wykłady i wykładnię muminkologii stosowanej.
Dzisiaj, tak dla rozgrzewki zacznę od czynności prozaicznej jaka jest kupowanie ciuchów, która udoskonaliłam właśnie dzięki jednemu z przyjaciół Rodziny, Włóczykijowi. Facet jest idolem samego Muminka, zawsze na luzie, zawsze zadowolony i ogólnie wiedzie życie jakiego zazdrości mu niejeden właściciel wygodnego lóżka i stałego miejsca przy obiednim stole. No i ubiera się tez stylowo bardzo: spodnie jak z H&M, retro żakiecik i kapelusz z piórkiem. Powiem więcej, jest on prekursorem stylu wintage. Nie wierzycie? No to poczytajcie jak kupuje spodnie:
Włóczykij oczywiście spodni nie kupił, a ja nauczona jego doświadczeniem zaczęłam uważać, by ubrania, które zakładam nie wyglądały na „zbyt nowe”. Stopniowo ta zasada zaczęła się rozprzestrzeniać na inne otaczające mnie przedmioty: zbyt wypolerowane buty, za gładkie fryzury, mało wysiedziane fotele.
O książkach też tu wspomnieć należy. Bo czy półka pełna świeżutkich, nieskażonych dotykiem książek nie świadczy źle o właścicielu? Dom bez książek to bezduszna noclegownia, ale dom z książkami nieoczytanymi to muzeum literatury oraz wystawa niemożności czytelniczej właściciela. Jednym słowem kompromitacja. Dlatego zawsze gdy biorę do ręki moje rozsypujące się i pożółkle ze starości Muminki, przepełnia mnie pewnego rodzaju duma, będąca po części i zwykłą radością czytelnika powracającego do często używanych słów, które tak miło znowu objąć wzrokiem.
Fragment pochodzi z: