opuszczony

dama

Możliwe, że i nasze koszmary są dla nas w nocy straszne, ale po przebudzeniu jesteśmy inną osobą, którą niewiele obchodzi, że jej poprzedniczka musiała we śnie uciekać przed bandytami.

Marcel Proust „W poszukiwaniu straconego czasu.T.6 Nie ma Albertyny”, str 181

 

Tym razem podwójna niespodzianka. Po pierwsze zmiana tłumaczy, bo Boy nie zdążył opracować ostatnich dwóch części proustowskiego cyklu. Zmienia się wiec trochę język opowieści. Na współcześniejszy. Ale nie do końca jestem pewna czy lepszy. Bo mimo różnych staroświeckich fidrygałków, zdania były szyte przez Boya wytworniejszym ściegiem. Teraz zaczęłam rozumieć dlaczego przekład Żeleńskiego jest nazywany mistrzowskim.
Druga niespodzianka to znikniecie głównej bohaterki. Przez co w dużej mierze ten tom jest opisem stanu z czasu utraty. Nie tylko treścią opowiada o uczuciu wielkiego żalu, ale i ogarniętym letargiem smutku tempem akcji. A właściwie ciągłym jej przechodzeniem na bieg wsteczny. Dopiero pod sam koniec, kiedy bohater wraca trochę do siebie, kiedy już przeboleje swoją miłość, zaczynają do głosu dochodzić wydarzenia bieżące. I dopiero pokonując zmęczenie wywołane czytaniem o przejawach rozpaczy narratora, czytelnik zaczyna się orientować, że tylko tak, poprzez kompletne znużenie snuciem bezustannych wspomnień, mógł autor dać mu odczuć jak wygląda czas wielkiej tęsknoty po utracie najdroższej osoby.

mowa o:

Marcel