Nancy Mitford, śliczna dowcipna i dobrze urodzona, była niewątpliwie jedna z jaśniejszych gwiazd na firmamencie brytyjskiej literatury humorystycznej. Dlaczego więc ani jeden promyczek blasku jej sławy nie zabłąkał się do naszych bibliotek i księgarń? Na język polski przetłumaczono tylko dwie powieści biograficzne autorki, reszta jest milczeniem. Którego powodów można się doszukać przetrząsając rodzime problemy natury historyczno-politycznej. Najbardziej znane utwory Mitford powstały w latach czterdziestych i pięćdziesiątych. Wtedy to w naszym kraju budowano tzw. nową rzeczywistość, w której słowo „arystokrata” było równie niepoprawne politycznie w obowiązującym kanonie języka polskiego jak obecnie wyraz niger w języku angielskim. Różnica polegała na tym, że nie tylko określenie było bardzo źle widziane, ale i wszystko co z nim mogło się kojarzyć. Tymczasem Nancy Mitford była przedstawicielką wyższych klas z krwi, kości i charakteru, co bardzo jasno wynika i z jej życiorysu i z jej twórczości. Nie było wiec cienia szansy by mogła stać się nawet nie wzorem, a daleką znajomą ludu pracującego miast i wsi. Cóż, szkoda.
Nawet po ponad czterdziestu latach jej powieści skrzą się dowcipem i cieszą czytelnika wnikliwością opisów życia obyczajowego. Dowodzi tego choćby niewielka książeczka zatytułowana The Blessing, która opowiada historię Angielki przenoszącej się do Francji po drugiej wojnie światowej. Grace, bo takie jest imię głównej bohaterki, opuszcza zielone wzgórza Albionu by dołączyć do męża, charyzmatycznego Charlesa Eudarda. Uwodzicielski, pewny siebie, o wysmakowanym guście, Charles Eduard bez specjalnego wysiłku odniósł sukces w zdobyciu Grace i nakłonieniu jej, by porzuciła solidnego angielskiego narzeczonego. Grace nie dała się długo namawiać, życie przy boku Chrlesa Eduarda niewątpliwie jawiło jej się jako wspaniała i radosna przygoda, oszałamiająca i dająca możliwość zakosztowania życia w sposób, o jakim się nie śniło przeciętnemu, współczesnemu jej Anglikowi.
Niestety z upływem czasu okazuje się, że nie jest jedyną kobietą, której udało się zainteresować sobą Charlesa. Zawsze szukający nowych wrażeń, małżonek Grace nie stroni od schadzek i przygód. W rezultacie mocno nadwyręża zaufanie i cierpliwość Grace, która decyduje się go opuścić. Na pociechę, na otarcie łez, ma z tego związku synka, uroczego sześciolatka Sigi, którego szczęście jest głównym celem obydwojga rodziców. Skarbuńcio, pieszczoszek, ukochanie, mały Sigi szybko orientuje się jak ważną rolę odgrywa w życiu mamusi i tatusia i umiejętnie tę nabytą wiedzę wykorzystuje. Zauważa, że rodzice o wiele troskliwiej się nim zajmują, gdy są z dala od siebie i postanawia zadbać o to, by pomyślny dla niego stan rzeczy utrzymywał się jak najdłużej. Z czasem dokonuje iście makiawelicznych manipulacji by tylko osiągnąć pożądany cel.
Czarnowłosy, czarnooki chłopiec staje się nie spoiwem, a największym wrogiem związku swoich rodziców. Gdyby nie umiejętne podbarwienie humorem opisywanych sytuacji, historia związku Grace i Charles’a Eudarda powoli stawałaby się horrorem na miarę Omenu. Na szczęście dzięki talentowi i dowcipowi Mitford opowieść staje się zabawną dykteryjką na temat różnic kulturowych i społecznych pomiędzy angielską i francuską klasą wyższą. A także lekka przestrogą przed niedostrzeganiem tego, co czują i myślą dzieci, często trzymane na uboczu i traktowane z lekceważeniem jak niesłyszące i nierozumiejące stworzenia.
Całość stanowi świetną lekturę dla czytelników poszukujących odprężenia i szlachetnej odmiany angielskiego humoru. To jak pisze Mitford, spokojnie pozwala na określenie jej mianem żeńskiej wersji Evelyn’a Waugh. Główna różnica miedzy pisarzami polega na tym, że ten drugi miał więcej szczęścia w zdobywaniu miejsca na polskich półkach z literaturą obcojęzyczną.
mowa o:
P.S. Za umożliwienie mi przeczytania tej sympatycznej opowieści bardzo serdecznie dziękuję Patrycji