Mały Gatsby z Ciechocinka

Jak do kina to tylko o dziesiątej w nocy, miło, cicho, jest gdzie płaszcz i torebkę położyć. I na film polski, można przysnąć, można pogadać i tak się wątku nie straci. To są moje główne wnioski po obejrzeniu Excentryków.
A teraz info dla tych, co chcą przeczytać o filmie więcej niż trzy linijki, czyli garść szczegółów.
Wiadomo, że Excentrycy to film zrobiony na podstawie książki, ale raczej nie jest dobrze książkę przed pójściem do kina przeczytać. W książce jest gęściej, jest zabawniej. W filmie zostaje rewelacyjny Pszoniak z genialnymi monologami literackiego homofoba i straszna baba równie dobrze grana przez Dymną. Dla tej parki warto jest dwadzieścia złociszów na bilet do kina wydatkować. Niestety, mają czasu ekranowego jakieś piętnaście minut. Znaczenie więcej zajmuje go mdły w swojej roli Maciek Stuhr. Jego główny bohater miał być zakochanym jak szczeniak starym chłopem, został tylko zakochanym szczeniakiem. Może to zabrzmi jak niedorzeczne narzekanie, ale Stuhr jest do roli Fabiana za młody, za ładny, za chudy i za czysty. Wolałbym lekko podpasionego Żebrowskiego z czterodniowym zarostem i prześwitem na potylicy.
Kto zna książkę, będzie wiedział o czym mówię. Zrozumie też dlaczego się zdziwię, że w wersji filmowej magnolie kwitną w czasie ubierania choinek, a szkiełko Edzia leży nieużywane w kieszeni fabianowego prochowca. O to szkiełko mam zresztą największy żal. Kiedy byłam w trakcie lektury, cały czas myślałam, że momenty, kiedy bohater przykłada staroświecką lupę do oka, to wprost wymarzone sceny filmowe. Barwne opisy odrealnionych obrazów idealnie przełożyłyby się na ekran. Można by szkiełkiem Edzia widza poczarować, tak jak czarował Kieślowski szklaną kulką w rękach Weroniki.
Jednak to nie ten wymiar, nie ten zamiar, tutaj mamy jak najprościej opowiedziana historię, z topornym wątkiem miłosnym Nie dodaje jej uroku odtwórczyni roli perelowskiej famme fatale, której moim zdaniem ani śpiewać ani grac nie potrafi. Można było tutaj obsadzić jakąś piosenkarkę, choćby Brodkę. Na pewno gorzej by nie zagrała, a przynajmniej uratowałaby część muzyczną filmu.
Dla równowagi jest bardzo naturalna Sonia Bohosiewicz, bardzo muzykalna Sonia Smołokowska (szkoda, że tylko na końcu) i bardzo klimatyczna scenografia. Pytanie tylko, czy dzięki temu szala faktycznie przechyla się na planszę oznaczoną hasłem „film dobry”.

 mowa o:

 

Podsumowanie 2015

pejzaż

Połowa stycznia, ziewam, wczoraj po północy skończyłam oglądać Excentryków, trochę zawiedziona, trochę roznucona. Ale przywołuję się do porządku, trzeba się trzymać chronologii, najpierw zakończyć zeszły rok, a potem zabrać za bieżących rzeczy opowiadanie.
Z czytaniem w zeszłym roku to było tak, że nie ma jednego wybesta w podsumowaniu. Nic aż tak się nie wyróżniło, książki na miarę Zbójeckiej narzeczonej nie udało mi się przeczytać.
Za to więcej niż w zeszłym roku lektur zasługuje na wyróżnienie. Książki nietrafione mogę dosłownie na palcach jednej ręki policzyć. Wyspa łza, Malarz świata ułudy i histeryczna biografia Osieckiej, to moje parszywki roku 2015.
Resztę czytało mi się zadziwiająco dobrze. Do odkryć wartych wyróżnienia zaliczę Ivy Compton Burnett, Aldousa Huxley’a i Yoko Ogawa. Choć ta ostatnia przy kolejnej lekturze przestała mnie zachwycać, i jej Muzeum ciszy porzuciłam z pewnym obrzydzeniem (ugh, przycinanie uszu!) po kilkunastu stronach.
Na szczególną uwagę zasługują zeszłoroczne obchody urodzin Agathy Christie, które z przyjemnością uczciłam zwiększonym zakupem jej książek. Dołączyłam też do świętowania okrągłej rocznicy urodzin Jane Austen i zabrałam się za czytanie jej, jak się okazało świetnie napisanej biografii, autorstwa Anny Przedpełskiej Trzeciakowskiej.
Udało mi się też na chwilę wyrwać z kręgu literatury europejskiej i dotrzeć pisarki argentyńskiej,  a także przeczytać historyczny kryminał i przypowieść jazzową.
A co nie wyszło? Czytanie hołubionej przez krytyków Weroniki Murek. Oczekiwałam po niej wiele, niestety próby lektury wywarły na mnie trudne do przezwyciężenia wrażenie, że autorka pisała swój debiut pogryzając mięsko jakiegoś drobnego zwierzaczka. Królik, kurczak (bo chyba nie świnka morska?) musiały być posiadaczami tych drobnych chrząstek i kosteczek, które się potem pisarce nie tylko po talerzu, ale i po tekście walały. Nie wnosząc do niego nic, prócz uczucia bałaganu kompletnej bezcelowości.
Nie udało mi się też doczytać najdziwaczniejszej książki jaką miałam w rękach w zeszłym roku, czyli Próby Eleonor Catton. Kupiłam ją pod choinkę i musiałam przerwać po pierwszym rozdziale, żeby na czas zapakować. Żałuję bardzo, że z przeczytaniem nie zdążyłam, bo jak nic miałabym pozycje numer jeden do zeszłorocznej rubryki pt książki niesamowite.
Jednak za największą porażkę zeszłego roku uważam brak lektury na miarę W Poszukiwaniu Straconego Czasu Prousta. Chodzi mi o gęstą, nasyconą wrażeniami, z perfekcyjną frazą prozę, sprawiającą szereg trudności, a jednocześnie dostarczającą ogromnej satysfakcji podczas czytania. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że lepiej mi pójdzie w tym roku.

mowa o:

2015 najlepsze

Morderstwo Dobrej Pani

mały

Cała jej psychika, dzień i noc, była nastawiona na dzieci. Mąż przestał się liczyć. Był jedynie sympatycznym, abstrakcyjnym tłem. Wszystkim były dzieci. Ich odżywianie, ubranie, zabawy, wszystko, co łączyło się z nimi. Robiono dla nich o wiele za dużo. Jedyna rzecz, której im nie dała, to odrobina zwykłego, przeciętnego zaniedbania.
Agata Christie „Próba niewinności” Str 82

Wiem, powinnam się zabrać za podsumowania, plany tudzież obietnice. Ale zacznę od końca, czyli ostatniej lektury zeszłego roku. Okoliczności sprawiły, że był to świeżo wypożyczony kryminał mojej ulubienicy. Do wypożyczenia zmusiły mnie maile z biblioteki, do kryminału uczucie totalnego poświątecznego rozleniwienia.
I znowu Agatha doskonale sprawdziła się w roli dostarczycielki miłej, ale nie bezsensownej, rozrywki. Tym razem zaskoczyła mnie małym traktatem o egoizmie dobroci.
A wszystko dzięki głównej bohaterce, a właściwie naczelnej ofierze, zasobnej damie, skorej do aktów miłosierdzia. W tym przypadku sprowadzały się one do licznych adopcji dzieci niechcianych, zaniedbanych, porzucanych chętnie przez własnych rodziców. Nie mogąc mieć własnego potomstwa, z zapałem zajęła się cudzym. Szło jej bardzo dobrze, do czasy gdy dzieci stały się dorosłe i zaczęły szukać samodzielności. Dodajmy, że robiły to czasem w bardzo niekonwencjonalny sposób. Do tego stopnia, że jedno z nich, sprytny Jack, zostało postawione w stan oskarżenia o morderstwo Pani Argayle, owej dobrego serca damy. Chłopiec o zawsze złych skłonnościach, zabił pogrzebaczem matkę za odmowę finansowego wsparcia. Sprawa wydaje się prosta, Jack skazany i zesłany do więzienia.
Jednak pewnego dnia wszystko się komplikuje. Do drzwi posiadłości Pani Argayle puka nieznajomy, by wyjaśnić rodzinie tragiczna pomyłkę. Jest zaginionym niegdyś świadkiem, mogącym potwierdzić, że Jack nie było na miejscu zbrodni w chwili jej popełnienia.
W ten sposób zawiązuje się akcja, każdy z domowników (a jest sporo) staje się podejrzany, zaczyna się przegląd motywów popełnienia zbrodni.
Wychodzi z tego nie tylko zgrabny kryminał, ale i lekki thriller psychologiczny, z niezłymi wstawkami o naturze i wdzięczności ludzkiej. Jednym słowem do miłego dreszczyku sensacji dostałam bonus w postaci analizy psychologicznej, co przydało smaku mojej czytelniczej satysfakcji.

mowa o:

Kryminał

pisarz radzi: czego życzyć na Nowy Rok

gwiazdka

Czas na Życzenia Noworoczne. Składane kolejny raz na tym blogu. dlatego, by się kolejny raz nie powtórzyć, głos oddaję w tej sprawie bohaterce niedawno przeczytanej opowieści:

żeby nie stało się, to co może się stać, a stało się to, co nie może

Włodzimierz Kowalewski „Excentrycy”, str 185c

A od siebie dodam jeszcze życzenie, by spełnione niemożliwe zawsze okazało się szczęśliwe.