Ależ… nie jest pani głupia, Prudencjo! Tylko się tak pani zachowuje.
Natalia Sanmartin Fenollera „Przebudzenie senority Prim”,Str 131
Sama się z siebie teraz śmieję, że mogłam się tak pomylić. Nie trzeba było oryginalności szukać, po prostu. Ale mnie się wydawało, że jak wygrzebię tytuł, o którym nikt nigdy nic nie mówi, to od razu trafię na perełkę. Ech, Naiwna, naiwna, naiwna, powinnam sobie zanucić.
Nie ma nic gorszego niż kiedy pisarz, orientujący się w polityce i ekonomii słabo, zaczyna wymyślać krainę utopii, zakątek świata idealny dla hołdujących tzw fundamentalnym wartościom. W takim właśnie miejscu odbywa się akcja tej książki. Przybywamy do niego wraz z niesłychanie wykształconą młodą osobą, która ma jednemu z miejscowych oryginałów pomóc w porządkowaniu biblioteki. Zadufana w sobie panna od razu trafia na dziwaczne dzieciaki i bardzo mądrego mężczyznę z fotela. Nie żartuję, facet tylko tak się w książce nazywa i okazuje się ideałem mężczyzny, który wie wszystko i na każdy temat. Nawet przy kształceniu siedmiolatków nie schodzi poniżej tekstów greckich filozofów. Dzieciaki więc z biegłością cytują Wergiliusza i wszyscy wokół są z tego dumni. Przez chwile sceptyczna, nasza panna zakochuje się bez pamięci w owym mężczyźnie z fotela. Który nie przepuszcza okazji by jej udowodnić, że jest głupsza, niepozbierana i słabo uduchowiona. Dziewczyna jest tym zachwycona. Pełna obaw o stan swojego serca biega co rusz po porady do miejscowych pań, u których zajada sterty wypieków i wypija setki filiżanek czekolady.
Po dojściu do środka tej opowieści zaczęło mnie mdlić i to nie tylko od ilości spożywanych w książce słodyczy. Ogólnie robiło mi się niedobrze od wciskania mi andronów na temat wysokiej jakości konserwatywnego stylu życia. Za którym, zdaniem autorki, tęskni każdy.
Jakby było tego mało, w książce jeszcze tkwi tajemniczy mnich mędrzec który niczym filmowy Yoda wysłuchuje wszelkich problemów otaczających go ludzi, oszałamiając ich swoją wiedzą i przenikliwością. Szczerze, to zastanawiało mnie, dlaczego wszyscy ciągle tak do niego latają, skoro żyją w krainie błogiej szczęśliwości? Oczywiście nasze dziewczę, nie wiedzieć czemu, straszliwe się opiera przed złożeniem mu wizyty. Pod koniec się decyduje. Po to tylko by usłyszeć że powinna na trochę pojechać do Włoch. Rada okazuje się cudowna, jak wszystkie rady, które zachęcają nas by zrobić to na co i tak mamy ochotę.
Jedno co mogłoby poratować te wywody hiszpańskiej wersji Coehlo, to wywód o wartości literatury kobiecej. Otóż nasza panna namawia mężczyznę z fotela żeby dał dzieciom do poczytania małe Kobietki. Ten nawet sam to czyta, niestety dyskusja na ten temat ogranicza się do dwóch zdań i temat znika. A szkoda. Choć tak przy okazji, wydaje mi się, że w ramach poznawania tzw literatury naiwnej, lepiej by było sięgnąć po kobietki właśnie. Przynajmniej mają jakąś historyczną, albo i sentymentalną wartość. W przeciwieństwie do literackich pustych kalorii które wypełniają omawianą książkę.
mowa o: