Bo Agatha była jedna

maski

Trzeba zawsze wyobrażać sobie najgorsze. Nie ma pan pojęcia jak to uspokaja nerwy. Człowiek natychmiast zaczyna być pewny, ze sprawy nie mogą przebiegać tak fatalnie, jak to sobie wyobrażał.

Agatha Christie „Tajemnica bladego konia” Str. 177

Mam świetny pretekst, by do opisywania ostatnio przeczytanych książek nie podejść chronologicznie. Tylko jubileuszowo. Urodziny Agathy to przecież idealna okazja, żeby pominąć zasady, konwenanse i inne reguły zdrowego rozsądku. I powiedziec kilka słów o ostatnio czytanym kryminale.

Tak na marginesie, to zdrowy rozsądek opuścił mnie niedawno dość spontanicznie. Stało się to za sprawą odkrycia taniej księgarni w centrum mojego miasta. Zawalona książkami przestrzeń zawiera niebywałe okazje. Największej pokusie, w postaci solidnego tomu anglojęzycznego wydania kuchni rosyjskiej za 8 (słownie: osiem!) złotych oparłam się dzielnie. Gorzej poszło mi przy półce ze zbiorem wszystkich kryminałów Christie. Już wyobrażałam sobie jak imponująco wyglądałby na moim regale szereg książkowych grzbietów formujących imię i nazwisko ulubionej autorki, kiedy stuknęłam się w głowę. No bo przecież mam już spory zbiorek, w paperbackach, co prawda. Więc przywołałam się do porządku. Po czym spędziłam rozkoszne pół godziny na szukaniu tytułu, którego nie mam i nie znam. Padło na „Tajemnicę Bladego konia”. Pewnie dlatego, że po Marcie Grimes mam słabość do kryminałów z pubem w tle.

Na początku zamiast pubu była kafejka, z dwiema pannami wyrywającymi sobie włosy przy okazji awantury. Świadkiem tego zdarzenia jest narrator, młody człowiek, naukowiec, pałętający się bez celu po Londynie. Jednak szybko sobie cel znajduje. Staje się nim odnalezienie mordercy księdza zabitego w mrocznym zaułku. Wielebny właśnie wracał z ostatniej posługi oddanej umierającej nieznajomej. Jakie tajemnice powierzyła mu, że stał się ofiarą ataku?

Tropów, jak to zwykle u Agathy, jest wiele. Jeden prowadzi do starego domu, dawnego zajazdu, o nazwie Blady koń, obecnie zamieszkiwanego przez trzy starsze kobiety. Te z ochotą przyjmują role lokalnych wiedźm, bawiąc i strasząc sąsiadów. To, czy pod maskaradą rzucania uroków i przywoływania duchów kryje się coś więcej, stara się odkryć dzielny narrator.

Na początku byłam zauroczona, bo czary mary i baby jagi, jak już nieraz tu wspominałam, fascynują mnie od wczesnego dzieciństwa. Jednak spotkał mnie zawód, bo wszystko co dotyczy ezoteryki jest przedstawione przez Agathe bez zacięcia i pobieżnie.

Najlepiej wyszła autorce drugoplanowa postać rozkojarzonej pisarki, która pewnie ma stanowić alter ego Agathy. Ale dopiero przy rozwikłaniu zagadki zabiłam brawo Agathcie, bo po raz kolejny dowiodła, że jest mistrzynią w zaskakiwaniu czytelnika.

mowa o:

kon-1

Morderstwo Dobrej Pani

mały

Cała jej psychika, dzień i noc, była nastawiona na dzieci. Mąż przestał się liczyć. Był jedynie sympatycznym, abstrakcyjnym tłem. Wszystkim były dzieci. Ich odżywianie, ubranie, zabawy, wszystko, co łączyło się z nimi. Robiono dla nich o wiele za dużo. Jedyna rzecz, której im nie dała, to odrobina zwykłego, przeciętnego zaniedbania.
Agata Christie „Próba niewinności” Str 82

Wiem, powinnam się zabrać za podsumowania, plany tudzież obietnice. Ale zacznę od końca, czyli ostatniej lektury zeszłego roku. Okoliczności sprawiły, że był to świeżo wypożyczony kryminał mojej ulubienicy. Do wypożyczenia zmusiły mnie maile z biblioteki, do kryminału uczucie totalnego poświątecznego rozleniwienia.
I znowu Agatha doskonale sprawdziła się w roli dostarczycielki miłej, ale nie bezsensownej, rozrywki. Tym razem zaskoczyła mnie małym traktatem o egoizmie dobroci.
A wszystko dzięki głównej bohaterce, a właściwie naczelnej ofierze, zasobnej damie, skorej do aktów miłosierdzia. W tym przypadku sprowadzały się one do licznych adopcji dzieci niechcianych, zaniedbanych, porzucanych chętnie przez własnych rodziców. Nie mogąc mieć własnego potomstwa, z zapałem zajęła się cudzym. Szło jej bardzo dobrze, do czasy gdy dzieci stały się dorosłe i zaczęły szukać samodzielności. Dodajmy, że robiły to czasem w bardzo niekonwencjonalny sposób. Do tego stopnia, że jedno z nich, sprytny Jack, zostało postawione w stan oskarżenia o morderstwo Pani Argayle, owej dobrego serca damy. Chłopiec o zawsze złych skłonnościach, zabił pogrzebaczem matkę za odmowę finansowego wsparcia. Sprawa wydaje się prosta, Jack skazany i zesłany do więzienia.
Jednak pewnego dnia wszystko się komplikuje. Do drzwi posiadłości Pani Argayle puka nieznajomy, by wyjaśnić rodzinie tragiczna pomyłkę. Jest zaginionym niegdyś świadkiem, mogącym potwierdzić, że Jack nie było na miejscu zbrodni w chwili jej popełnienia.
W ten sposób zawiązuje się akcja, każdy z domowników (a jest sporo) staje się podejrzany, zaczyna się przegląd motywów popełnienia zbrodni.
Wychodzi z tego nie tylko zgrabny kryminał, ale i lekki thriller psychologiczny, z niezłymi wstawkami o naturze i wdzięczności ludzkiej. Jednym słowem do miłego dreszczyku sensacji dostałam bonus w postaci analizy psychologicznej, co przydało smaku mojej czytelniczej satysfakcji.

mowa o:

Kryminał

zbrodnia z duchami

za oknem

Prawdę mówiąc, chciałaby zatrudnić pana Enderby’ego jako osobistego prywatnego detektywa. Żeby chodził tam, gdzie mu każe, pytał o to, co ona chce, i w ogóle stał się jej wiernym niewolnikiem. Lecz zdawała sobie sprawę , że musi przedstawić tę propozycje w sposób pochlebny i przyjemny. Chodziło wyłącznie o to, żeby ona była szefem, lecz sprawę trzeba przeprowadzić taktownie.
-Chciałabym – powiedziała –mieć uczucie, że mogę na panu polegać.
Agata Christie „tajemnica Sittaford’ str 88.

Musiałam zabić niesmak po ostatniej Christie. I Podnieść sobie nastrój, opadły w wyniku konieczności powrotu do biurowej rzeczywistości. Ryzyk fizyk, a nuż się uda westchnęłam łapiąc kolejny Agatowy tytuł.
I faktycznie, humor mi się polepszył, jak zawsze przy herbacianych kryminałach Christie. Co prawda Panny Marple tutaj nie ma, za to jest prowincja angielska taka, jaką tylko Agata potrafi zrobić. Sześć domków na krzyż, w każdym inna nietuzinkowa postać. Główną atrakcją jest okazała willa wynajmowana przez tajemnicze przybyszki, które starają się prowadzić dom otwarty i zabawiają sąsiadów jak mogą podczas ciężkiej angielskiej zimy. Decydują się nawet na wywoływanie duchów przy okrągłym stoliku.
Duchy zresztą dostarczają atrakcji z nawiązką, bo oznajmiają, że najbogatszy człowiek w okolicy został zamordowany w swoim domu oddalonym o sześć kilometrów. Na dworze śnieg i zawierucha, ale wierny przyjaciel domniemanej ofiary decyduje się dotrzeć do niej na piechotę. Oczywiście na miejscu zastaje trupa i akcja nabiera rozpędu.
Głównym podejrzanym staje się siostrzeniec zamordowanego, który odwiedził go w dniu popełnienia zbrodni. Siostrzeniec ma jednak kochającą narzeczoną i ta postanawia go ratować i znaleźć prawdziwego winowajcę. Używając wszelkich możliwych kobiecych sposobów prowadzi śledztwo i idzie jej to dobrze.
Czyta się też dobrze, są charaktery i charakterki, każdy coś kreci, ma coś do ukrycia, na wierzch wychodzą różne ciemne sprawki podejrzanych. Narzeczona, dziewczę urodziwe i z tupetem, sprytnie zbiera wszystkie, nawet na pozór nieistotne, informacje, by wreszcie odkryć tajemniczego sprawcę .
I choć rozwiązanie zagadki tak bardzo nie zaskakuje, to całość stanowi świetną lekturę na pierwsze jesienne śniegi i wydłużające się wieczory.

mowa o:

Sittaford

Przeciwmgielna

krople

Przed chwilą oświadczyła pani, że jest pamiętliwa. Pamięć jest znacznie mniej pożyteczna od pieniędzy. Ja wiem, że każdemu człowiekowi sprawia ulgę rozmyślanie, jakie tortury zadałby swojemu wrogowi, ale czy to się opłaca? zemsta nie przynosi korzyści. Każdy to pani powie. Ale pieniądze tak!

Agata Christie „Tajemniczy przeciwnik” str 128 

No to się porobiło. Deszczowo, sennie i dennie. Prócz lampki do czytania nie świeci nic. Szarość panie dobrodzieju, szarość zapanowała na świecie, jak w dawnej dobrej piosence z PRLu. I nie pomaga nic. Energii nie daje nic. Kawa, herbata, pigwówka, cytrynówka, wina wytrawne i półsłodkie, możesz to wszytko pić, a i tak sen zasnuje myśli Twoje, słowa Twoje. Trzeba  poszukać innego dopalacza. W tej roli ma szansę się spełnić moja ostatnia lektura, sensacyjka naiwna, lecz urocza, pióra naszej drogiej wrześniowej jubilatki.
Właśnie tak, jako antidotum na panującą jesienną przymułę z przyjemnością polecam towarzystwo mniej znanych kryminalnych bohaterów: Tommiego i Tuppence. To para młodziaków, szukających miejsca dla siebie w Anglii po zakończeniu pierwszej wojny światowej. On jest w demobilu, ona nie chce wracać na ojcowską plebanię. Nie mają ani pieniędzy, ani zajęcia, więc wymyślają, że założą spółkę Młodych Poszukiwaczy Przygód i będą podejmować się rozwiązywania spraw tajemniczych i niebezpiecznych. Los zdaje im się sprzyjać, bo szybko znajdują klienta, mało wiarygodnego, lecz bardzo chętnego do zadzierzgnięcia współpracy. Niestety, gdy Tuppence przedstawia się mu pod przybranym nazwiskiem Jane Finn facet wpada w szał, a następnie zwija interes i ginie bez śladu. Młodzi zaczynają węszyć coś podejrzanego, i postanawiają dać do gazety ogłoszenie o poszukiwaniu dziewczyny, której nazwisko wywołało tyle zamieszania. Ku ich zdumieniu zgłasza się do nich w tej sprawie kilka osób, w tym wysoko postawiony pracownik brytyjskiego wywiadu. W ten sposób urocza para ląduje w środku politycznej afery. Okazuje się że tajemnicza Jane jest w posiadaniu bardzo niebezpiecznych dla imperium dokumentów, do których ujawnienia za wszelką cenę dążą komuniści, działający pod przywództwem nieuchwytnego pana Browna. Sama Jane wraz z dokumentami zaginęła bez wieści w katastrofie transatlantyku i poszukiwanie jej staje się głównym motorem akcji.
Nasza para dwoi się i troi żeby podołać powierzonemu zadaniu (za co sowicie wynagradza ją brytyjski rząd) ładuje się w nieprawdopodobne tarapaty i zawiera dziwaczne i niebezpieczne znajomości. Działają naiwnie i nieprzemyślenie, dzięki czemu potrafią bez reszty zaangażować czytelnika. Do tego stopnia, że jest on skłonny przymknąć oko na dziecinny charakter prowadzonej w książce gry i dać się porwać przygodzie. Bo w tym przypadku nie o złożoność zagadki chodzi, a o dobrą zabawę, której dzięki rezolutnej Tuppence i nieustraszonemu Tommiemu nie brakuje.

mowa o:

Agata